niedziela, 21 stycznia 2018

Odpowiedzialność nauczyciela


           Nawiązując do poprzedniego felietonu na temat agresji w szkole, chciałbym powiedzieć kilka słów o tym, co myślę o odpowiedzialności nauczycieli
            Doczekaliśmy czasów, w których oświata biurokracją stoi. Toną w papierach sekretariaty, toną dyrektorzy i co najgorsze, nauczyciele też. Ci, którzy mają uczyć, zajmują się papierkami, teczkami, pisaniem różnych programów, planów itd.
Część z tych papierowych obowiązków jest zapewne potrzebna,ale przecież nie o papierową edukację w polskiej szkole chodzi , a przynajmniej nie powinno. Odnoszę wrażenie, że w tym wszystkim nie chodzi o dzieci, a o zaspokojenie jakichś, bliżej nieznanych, ambicji urzędniczych. Efekt jest taki,że już właściwie nie mówi się nigdzie o odpowiedzialności.
              O odpowiedzialności nauczyciela za dziecko, które nauczycielowi,czy to mocą Konstytucji, czy życzeniem rodziców powierzono. Sfer odpowiedzialności w polskiej szkole jest kilka.
Najważniejsza to odpowiedzialność za wyniki nauczania, a także za bezpieczeństwo w czasie lekcji, przed dzwonkiem, po dzwonku, w czasie przerwy, zajęć praktycznych itd.
            Ilu z nauczycieli,idąc do klasy, zadaje sobie pytanie, czy jestem przygotowany do lekcji, ilu po lekcji zapyta samych siebie, czy nie zmarnowałem czasu tych dzieci, czy moja lekcja przyniosła im nowe treści, nowe umiejętności?
To ważne pytanie: czy na pewno zrobiłem wszystko, aby zaplanowane na tą lekcje wiadomości dotarły pod właściwy adres? Czy każde dziecko było objęte moją troską?
Pytania można by mnożyć.
Pozwalam sobie zadawać te pytania, bo sam byłem nauczycielem przez ponad 40 lat.
              Wracając do tematu, o to, aby sobie uzmysłowić, że przed nami siedzą żywe, w większości żądne wiedzy, młode istoty. Trzeba zdać sobie sprawę, że zaufano nam powierzając dydaktyczną opiekę nad dziećmi, zaufały władze, które nas zatrudniły, zaufali rodzice, ufają też dzieci.
Nie wolno nam ich zawieść, szczególnie tych ostatnich.
Ile to razy jest tak, że zadaje się uczniom coś do pracy, a nauczyciel zajmuję się wypełnianiem dziennika, przygotowywaniem jakiegoś apelu,uroczystości, czy pogawędką z innym nauczycielem a czas przeznaczony na naukę umyka bezpowrotnie. Przy dużej ilości materiału, jaki muszą opanować nasi uczniowie,nie ma czasu na nadrobienie strat, no chyba, że „ po łebkach”?
Spodziewam się w tej chwili świętego oburzenia, ale sza!!! Przecież nie kłamię, przynajmniej w kilku przypadkach w każdej szkole.
 Nikt mi nie wmówi, że  nie mam racji.
Zastanówmy się lepiej, co zrobić, aby to zmienić.
            Rozpatrzmy  przykład:do dzwonka pozostało 4, 5 minut.Odpowiedzialny nauczyciel jest przygotowany na taką okoliczność i ma w zanadrzu,ćwiczenia techniki szkolnej, odmianę przez przypadki, mnożenie sposobem pamięciowym,czy cokolwiek innego. Nauczyciel pozbawiony wyobraźni, po prostu pozwoli uczniom wyjść z klasy.
W tym momencie może uczniowi spaść na głowę lampa, może upaść w wyniku przepychania się, mogą się zdarzyć różne rzeczy, takie, które mogą się również zdarzyć po dzwonku.
 W przypadku nieszczęścia zjawi się prokurator i zapyta, kiedy dzieci wyszły z klasy. Jeśli wyszły po dzwonku, to winę poniesie kto inny, jeśli jednak przed dzwonkiem,odpowiesz Ty koleżanko, kolego, który wypuściłeś dziecko przed czasem. Kto z nas o tym pamięta?
            Zupełnie podobna jest sytuacja przed lekcją. Kiedy  dzwonek zadzwoni, nauczyciele zazwyczaj biorą dziennik i idą na lekcje. Są jednak tacy, którzy się nie spieszą i jeśli wtedy zdarzy się nieszczęście, to właśnie oni za to odpowiedzą.
Odpowie też dyrektor, który nie dopilnował punktualnego rozpoczynania i kończenia lekcji.
             Faktem jest, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z odpowiedzialności za dzieci podczas przerw. Tu się często rodzi agresja, to w różny sposób się przejawia. Łatwo zauważymy, że dzieci szaleją, biją się, a nauczyciele zajęci rozmową nic nie widzą. Nie wyobrażam sobie, żeby nie widzieć, że silniejszy znęca się nad słabszym, czy młodszym, że ktoś rzucił papierek od śniadania, że… itd., itd. Nie chodzi przecież o to, żeby dzieci chodziły po boisku parami, one mają się wybiegać, dotlenić swoje szare komórki,ale nie mają być równocześnie zagrożone w jakikolwiek sposób. Nie każdy nauczyciel zdaje sobie z tego  sprawę, albo raczej nie pamięta, że dziecku może stać się jakaś krzywda, tylko dlatego, że nie zapobiegł głupiemu żartowi, a po to tam przecież jest.
Nie zdają sobie sprawy nauczyciele, że gdyby stało się nieszczęście, to prokurator zapyta dzieci, gdzie był nauczyciel, co robił i dzieci odpowiedzą (zgodnie z prawdą), że rozmawiał z innym nauczycielem. Wtedy sprawa karna, wyrok, może i w zawieszeniu, a sumienie?
            Powodów do zaniedbań jest wiele i niefrasobliwości niestety też. Wspomnę jeszcze o wycieczkach, gdzie daje się dzieciom czas wolny, o lekcji wf, kiedy rzuci się uczniom piłkę, niech sobie pograją, a nauczyciel zajmie się robieniem porządku w magazynku sprzętu sportowego, zdarza się wysyłanie po drobne sprawunki, o zgrozo.
            Proszę nie odsądzać mnie od czci i wiary, nie wytykam niczego nikomu. Zamiarem moim jest,aby zwrócić uwagę na fakt, że odpowiadamy za dzieci, tym bardziej, że nie są to nasze dzieci.
Spoczywa na nauczycielu i odpowiedzialność fizyczna, i przede wszystkim moralna. Ta ostatnia szczególnie musi iść w parze z etosem nauczyciela, z etyką zawodu. Kto nie identyfikuje się z taką wartością musi odejść.
            Pracowałem wystarczająco długo, aby czuć niepokój spowodowany brakiem troski o dzieci, traktowaniem ich przedmiotowo.
 Zatopieni w dokumentacjach awansowych, planach wynikowych, itd. gubimy gdzieś nasz pedagogiczny podmiot, gubimy dbałość o dziecko, zapominamy o człowieku.

Komentarze

  1. To prawda, Jesteśmy zakopani w stosach papierów. Często dyrektor zleca nam zadania na już, na teraz… i wprost mówi: zadaj coś dzieciom. Przykład idzie z góry. A potem chwali się tych co „robią” a ci, którzy odmawiają bo ważniejsza jest dla nich odpowiedzialność, są piętnowani, zarzuca im się, że nie wykonują poleceń, że pracują mniej niż 40 godzin itd… niesmak pozostaje… Tylko że potem dzieci powiedzą wprost, ta pani nas uczyła, ten pan robił coś a my się nudziliśmy. Dzieci są mądre.
  2. mój 6-cio letni syn poszedł do szkoły i cóz… moje zdezenie z rzeczywistoscia szkoły było twarde i bolesne,okazuje sie,ze co innego obiecywano nam na zebraniu,a co innego okazało sie w praktyce, cały czas tak jest niestety,nie wiem jak sobie z tym poradzic. Już drugiego dnia pobytu w szkole moje dziecko zagineło,a miało byc pod opieka nauczyciela w swietlicy po lekcjach przez godzine i odprowadzone potem do gimbusa, czekam,czekam na przystanku,gimbus przyjechał,dzieci wysiadły,mojego malca nie ma,mysle,pewnie jest w swietlicy,ktos zapomniał,wiec wssiadam w auto,jade do szkoły,wchodze do swietlicy… a tam jak na dworcu centralnym,dzieciaki biegaja gdzie chca,małe,duze,wybiegaja z tej swietlicy,hałas,krzyki,istna dzungla,nauczyciele sa,oczywiscie, ale tyłem do wszystkiego,smieja sie,plotkuja,zajeci soba,pytam gdzie moje dziecko,bo 10 minut stoje i go nie widze,pytałam grzecznie,gdzie moje dziecko i dlaczego nie zostało odprowadzone na czas do gimbusa,a nauczyciel do mnie z pretensjami… ze on ma ich 15cie i nie bedzie pamietał kogo i gdzie ma zaprowadzic,ok,wiec pytam gdzie mój maluch jest teraz,a on mi,ze nie wie,zebym go sobie poszukała,wiec biegam jak durna po całej szkole i poza szkoła,biegiem,bo nie wiadomo gdzie taki pomysłowy 6ciolatek mógł sie wybrac,moze do miasta?,znowu wracam do swietlicy,nie ma go,wtedy wybuchłam,nauczyciele mnie tylko opierniczyli i obarczaja wina,ze mały jest nie nauczony odpowiedzialnosci,a na gimbusa,to sam musi wiedziec i przypominac sie do odprowadzania,szlag mnie trafił na obojetnosc,LUDZIE DZIECKO TO NIE PRZEDMIOT, dlaczego jestescie zdziwieni,ze robie afere z faktu zgubienia dziecka?? na szczescie znalazłam małego po 40 minutach,biegał gdzies po boisku i korytarzach szkoły, a ja zostałam OKROPNYM RODZICEM. To i tak nic w porównaniu do przygody mojej znajomej,gdzie dziecko zostało zgubione na wycieczce w duzym miescie,jej synek ma 9 lat, nauczycielka nawet nie zauwazyła,ze zgubiła dziecko,na szczescie dziecko było na tyle madre,ze poprosiło przechodnia o telefon do rodziców,bo sie zagubił, Ja tej szkoły i tej znieczulicy nauczycieli nie rozumiem
  3. Tak masz rację. Uczę 25 lat w szkole dla dzieci upośledzonych i trudnej młodzieży, Jestem też matką, więc mogę o sobie powiedzieć, że szkołę znam z obu punktów widzenia.Dobro dziecka już dawno stało się sloganem pozbawionym jakiejkolwiek treści. Ot hasełko które wyciąga się z szafy wtedy kiedy ministerstwu jest wygodniej. Ale tak naprawdę dzieci traktowane są przedmiotowo, jako kolejny punkt w magistrackim biznesplanie, a od szkół coraz częściej wymaga się ( zwłaszcza w moim rodzinnym Krakowie) aby przynosiły zyski. Więc – łączyć klasy i szkoły, zamykać MDK-i, obiady wozić z kateringu… A że w większej klasie nauka zwłaszcza dla słabszych jest trudniejsza? A że w nowym środowisku uczeń się może nie odnaleźć, a że będzie chodził głodny bo rodzica na „dychę” codziennie na obiad w szkole nie stać… a co to kogo obchodzi. Dobro dziecka chwilowo zwinięte siedzi w szafie. Dobrem dziecka zaczyna się szermować kiedy trzeba coś uzasadnić. Najlepiej jakąś papierologię stosowaną. Dam Vi przykład kolego – tzw. IPET-y czyli indywidualne programy edukacyjno – terapeutyczne. Siedzieliśmy nad nimi z rodzicami dwa miesiące. Potem jeszcze sami bo do każdego przedmiotu są potrzebne. Ale, do ich zastosowania są potrzebne pieniądze. Tych nie ma. Więc skończyło się na robocie głupiego i tonie papierów w szafie.Teraz lekcja. Kiedy idę do klasy, po raz n-ty obracam w głowie plan na kolejną lekcję. ale oprócz pytań ktore ty zacytowałeś mam jeszcze inne w sobie – co zrobię, jeśli Jasio, Kasia, Marysia, Henio , Staszek będą mieli dziś przysłowiowy dzień jeża i postanowią właśnie na mojej lekcji popisać się przed resztą? Wyrzucić na korytarz nie wolno, pedagog akurat na kolejnej nasiadówce, psycholog na pół etatu i w zasadzie go nie ma, uwagę wpiszę, to mi się w twarz jeden z drugim roześmieje, zadzwonić w czasie lekcji do rodzica nie wolno, huknę, to zaraz będzie, że Pani się uwzięła, wpiszę jedynkę – rodzic przyleci z wrzaskiem… a cała klasa z uciechą gapi się na Jasia, który właśnie niemal na szafę włazi niż patrzy na prezentację . Kiedyś ściągnęłabym z szafy za nogę, usadziła na stołku potem wezwała rodzica i byłby spokój. Teraz mi nie wolno. Więc mówię do tej piątki która słucha, jednocześnie obserwując czy Jasio właśnie nie zaczyna robić sobie lub komuś krzywdy i modlę się, żeby w razie czego zdążyć dobiec do gagatka. Z lekcji wychodzę… wróć wypełzam, zmęczona i zła. Mam przedmiot który uczniowie lubią. Jestem lubiana i szanowana przez uczniów. I co z tego jak właśnie jakiś gagatek zepsuł mi lekcję nad którą siedziałam długo i radośnie?
  4. A z czego to wszystko się bierze, pewne zaniedbania? Często z tego, że we współczesnym świecie chociażby MEN nakłada na nas, pedagogów bardzo wiele obowiązków związanych z papierami. Odchodzimy od bezpośredniej interakcji z uczniami tylko dlatego, że wychowawcy oraz inni nauczyciele mają obowiązek wypełniania mnóstwa papierów, ankiet, etc., które niezbędne są dla dyrekcji. Coraz większy nacisk kładzie się na biurokrację, odchodząc od głównych założeń edukacji. Zgodzę się jednak z tym, że często spotyka się jednak również zaniedbania wynikające z wyłącznej winy nauczyciela: brak przygotowania zarówno metodycznego, jak i merytorycznego (jako studentka pedagogiki mam wgląd na przykładzie koleżanek – przyszłych nauczycielek lub nawet wykładowców). Błędy i zaległości w wiedzy elementarnej, swoista postawa – są to czynniki, którymi pedagog, czy to obecny, czy przyszły – w żadnym wypadku nie powinien się cechować. Rzeczywistość niestety pozostawia bardzo wiele do życzenia…
  5. Pracuję w szkole 2 rok. Jestem młodym nauczycielem, pełnym pasji, któremu jeszcze chce się zadbać o to, żeby lekcja była ciekawa, a uczniowie nią zafascynowani. I powiem szczerze, że pomimo wychowawstwa i awansu zawodowego papierki nie przysłaniają mi DZIECI i ich dobra i nie zabierają większości czasu. Da się. Jeśli się chce – jest to możliwe.www.dloniematki.blog.onet.pl
  6. W każdym jednym zawodzie jest ciężko. Należy pamiętać o odpowiedzialności za swoją pracę, a w przypadku nauczycieli za powierzone im dzieci. Ważna jest współpraca rodzica z nauczycielem, bo przecież nasze dzieci to nie przedmioty codziennego użytku , tylko ludzie, których należy kształtowaćPozdrawiam zapraszam do siebiehttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
  7. Mądre słowa. Nietsety, o odpowiedzialności nauczycieli trzeba byłoby opowiadać przede wszystkim – o zgrozo! – nauczycielom. Pozdrawiam. ;)
  8. Opisane przez Pana wydarzenia są skutkiem szkoda , że tylko negatywnym.Żeby byly same pozytywy należy ustawić wlaściwie przyczyny i dotyczy to : 1. Jaki musi być czlowiek aby byl nauczycielem i jakie powinien mieć przygotowanie oraz kto o tym decyduje. 2. Obowiązek Rodziców to minimum warunków jakie ma spelnić uczeń przychodzący do szkoly . Synchronizacja tych elementów da wlaściwe skutki. Pozdrawiam NEON

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz