niedziela, 21 stycznia 2018

                 Blog był do tej pory prowadzony na Blog.pl, na Onecie. 

      Będzie tam likwidowany, więc wszystkie wpisy przeniosłem tu,
      

       Do tej pory było wszystkich wizyt 67454, komentarzy 227.


                                  
  • Wszystkich wizyt: 67552
  • Wszystkich komentarzy: 227
                                    

Spotkanie po latach (50).


Jakiś czas temu  w  blogu, O kolegach zastanawiałem się nad tym, czy mam kolegów, czy nie. Do ostatecznej konkluzji nie dotarłem, ale coś w tej sprawie się zadziałało.
Otóż w ubiegłym roku, wspomniany w cytowanym wyżej wpisie Jurek spotkawszy mnie na ulicy zapytał, czy pamiętam, że 50 lat temu skończyliśmy podstawówkę.
Rzecz jasna, że nie pamiętałem i byłem niezwykle zdziwiony, że to było tak dawno, ale dalsza rozmowa udowodniła, że to fakt. Jurek zapytał, czy nie było by sensownie zorganizować spotkanie absolwentów.
Początkowo byłem do tego pomysłu nastawiony sceptycznie, ale po namyśle i argumentach żony doszedłem do wniosku, że właściwie nic nie stoi na przeszkodzie.
Zacząłem od odwiedzin w starej szkole, która obecnie  jest gimnazjum. Wiedziałem bowiem, że arkusze ocen i listy uczniów są przechowywane przez 50 lat, więc byłem pewien, że jeszcze ich nie utylizowano. Tam miła pani sekretarz szkoły kazała zgłosić się za kilka dni, ale po dwóch dniach już dzwoniła, że mam przyjść. Trochę mnie zdziwiło tempo działań, ale jak się okazało, nie było to bezzasadne, otóż okazało się, że  do mojej klasy chodziła jej siostra i dwie kuzynki. No to byłem już do przodu w poszukiwaniach, jako, że ustaliliśmy na wstępnie, kto już nie żyje, kogo można i gdzie namierzyć.
Radość była jednak przedwczesna, bo do klasy 7a w roku szkolnym 60/61 chodziło nas 47uczennic i uczniów.
Nie zrażony jednak zaprosiłem wspomnianego Jurka, który zabrał Wieśka , ten zaś Bogusię, z którą miał kontakt i tak zwołany komitet organizacyjny spotkał się w kawiarni.
Podjęliśmy więc postanowienie o działaniu, ustaliliśmy kogo, kto zna i może dalej szukać. Skarbnicą wiedzy i znajomości okazał się wspomniany wyżej Jurek, który a to znał brata, a to siostrę, a to kuzyna czy ciocię i tak znaleźliśmy wielu naszych kolegów i koleżanek, tyle, że on dawał namiar telefoniczny na mnie, a ja już dalej działałem. Dowiedzieliśmy się też, że ten i ów mieszka w Legnicy, Bydgoszczy, Kościanie itp., więc po nitce do kłębka szukałem w Internecie i znajdowałem. Bywało, że dzwonię na przykład do jakiejś firmy i poroszę o kontakt, ale tam mi mówią, ze telefonu nie mogą podać więc proszę aby podano mój i tak też się to odbywał.
Znajdowałem nawet zdjęcia w Internecie i adresy mailowe. Dość, że namierzyliśmy, odszukaliśmy 23 osoby, 12 okazało się, że już przeniosło się do lepszego świata, a jedna koleżanka zdążyła umrzeć tuż przed spotkaniem klasowym.
Po ustaleniu terminu spotkania obdzwoniłem wszystkich z którymi kontakt miałem i zaproponowałem termin. Ponieważ zorientowałem się, że nie każdy jest zasobny w gotówkę i możliwość wydania pieniędzy na spotkanie może ludzi zniechęcić, wpadłem na pomysł, że każdy płaci za to co zamówi i to ludziom się spodobało.
Tak więc pewnego majowego  popołudnia spotkaliśmy się przed naszą starą budą, pani sekretarz zaprosiła nas do jednaj z naszych byłych sal lekcyjnych, gdzie wyłożono stare kroniki szkolne, dzienniki lekcyjne, arkusze ocen.
Tu nasuwa mi się pewna refleksja: my przeżywamy niewiarygodny rozwój techniki, bo kiedy zaczynaliśmy naukę, to były ławki, kałamarze, obsadki z piórkami – i tym się pisało. Ja się śmieję, że jesteśmy prekursorami Darta, bo rzuty piórkiem ze stalówką do tarczy, to myśmy to ćwiczyli już 50 lat temu. Podłogi w szkole były oliwione, to było zupełnie coś innego – nie było telewizorów, radio gdzieniegdzie było, o telefonach tylko się słyszało; o Internecie i komputerze to nikt nawet nie marzył. Także, to były zupełnie inne czasy. Spotkanie nasze miało więc inny wymiar w porównaniem z czasem, kiedy szliśmy pierwszy raz do szkoły.
 Powspominaliśmy z rozrzewnieniem stare czasy, niektórzy zjechali po poręczy, a czemu nie i udaliśmy się do restauracji, gdzie zarezerwowano dla nas salę na spotkanie.
Po zajęciu miejsc, sprawdziliśmy oficjalnie obecność, było nas 17, 13 nie żyło, kilkoro stwierdziło, że ich to nie interesuje, kilkoro nie udało się znaleźć. Chwilą ciszy uczciliśmy pamięć tych, którzy już odeszli  i powróciliśmy do wspomnień, tym bardziej, że jeden z kolegów przygotował quiz wspominkowy, który miałem przyjemność poprowadzić. Śmiechu było co nie miara, bo było na przykład pytanie, kto i z kim umówił się na bójkę do pierwszej krwi, albo kto najczęściej przynosił kwiaty nauczycielom, który z nauczycieli nazywany trupkiem, kto mieszkał w pewnym domu, który już nie istnieje, kto z klasy był ministrantem, które z koleżanek miały warkocze itp.
Siedzieliśmy dość długo, co jedliśmy i piliśmy niech pozostanie naszą tajemnicą.
Przygotowanie spotkania, poszukiwania ludzi, nawiązywanie kontaktów zajęło nam rok czasu, samo spotkanie było niezwykle miłe i sympatyczne. Umówiliśmy się na kolejne po roku u koleżanki w ogrodzie na grilu, co z tego wyjdzie , czas pokaże. Tak czy inaczej, warto było.
Nie rozwiązuje to jednak mojego dylematu, mam kolegów, czy nie.

Komentarze

  1. Autorze – gratuluję milego spotkania, zazdroszczę
    ja na spotkaniu części swojej klasy 7. byłam, nie zachwycilam się, koleżanka która mi zatruła w szkole 3 lata nadal chciała to robić, najlepszy uczeń (teraz profesor) jest sfrustrowany, a potem się okazało, że jeden z obecnych kolegów był TW (może jawnym – nie wiem) – doszłam więc do wniosku, że nigdy więcej, pozdrawiam A.

Obłuda K.K.


Ksiądz też człowiek, tak brzmi tytuł  wątku na pewnym forum. Pytanie się nasuwa, czy „Człowiek”, czy tylko „człowiek”.
Niech mi ktoś wytłumaczy jak to jest, że przedstawiciel KK  nijaki Rydzyk i jego tuby wbrew nauce Chrystusa, która kształci w miłosierdzi i dobroci, kłamią, są obłudni, oszukują.
W dzisiejszej GW Katarzyna Wiśniewska w artykule pt. „Więcej serca ojcze dyrektorze”pisze jak to katolickie media biadolą nad losem TV Trwam i Radyjka M. Wedle „Naszego Dziennika” cytuje K.W. podwyżka opłat koncesyjnych zamknie rynek nowym nadawcom. Ale co tam kogo obchodzą jacyś nadawcy: zamknie go-jak czytamy-”przede wszystkim Telewizje Trwam”. Autorka dodaje jeszcze, że przeciętnie dziennie tę telewizornię ogląda ok 7 tyś. widzów.
Nie piszą katoliccy publicyści, że to nieprawda, bo podwyżka dotyczy tylko nadawców w jakości HD, czyli bardzo wysokiej, co zajmuje na antenie dwukrotnie więcej miejsca. TV Trwam więc to nie grozi, ale co tam, opinię trzeba urabiać, a ciemny lud to kupi i na manifestację pójdzie. Nie piszą też kłamliwe publikatory katolickie związane z Rydzykiem, że w ogóle nikt nie zamierza utrudniać w kimkolwiek sposób nadawanie przez nie programów, nadal będą tam, gdzie są.
Ta obłuda widać hierarchów jakoś nie martwi, martwi zaś coraz mniejsza liczba wiernych w kościołach, coraz mniejsza liczba chrzcin, coraz częstsze przypadki apostazja, widać tylko kasa się liczy, a Bóg i jego nauki?
Ksiądz też człowiek, oczywiście. Coraz częściej słychać o pedofilach w sutannach, o księżych dzieciach i ich kochankach.
po co wiec ta obłuda?
Znieść celibat i wszystko będzie  jak należy. Ja się nie dziwię księżom, toż to młodzi, zdrowi, wybaczeni faceci, wiec do baby ich ciągnie, ot prosta fizjologia.
Tylko, składanie ślubów czystości, to to samo co ślub miedzy małżonkami, to taki sam sakrament i jeśli ktoś zdradzi żonę, męża i się z tego wyspowiada, to… no nie wiem co tam klecha ma do powiedzenia, bo nie byłem w takiej sytuacji, ale pewnie nieźle wymyśla, a sami robią to samo.
Wracam więc do tematu, do obłudy, zakłamania.
Co tu powiedzieć, to jest po prostu obrzydliwe, a w dodatku niszczy swym przykładem nauki Chrystusa.
Dokąd zmierza KK, On sam tego chyba nie wie, byle kasa była, a reszta to duperela widać.
Bo gdzie tu pokora, skromność, ubóstwo, miłość bliźniego ,
gdzie miłosierdzie, gdzie otwarcie na człowieka?
Są zapewne tacy duchowni i im chwała, tylko gdzie ich szukać? I czy hierarchowie pozwolą na wychylanie się?
I tu chyba skończę na razie.

Odpowiedzialność nauczyciela


           Nawiązując do poprzedniego felietonu na temat agresji w szkole, chciałbym powiedzieć kilka słów o tym, co myślę o odpowiedzialności nauczycieli
            Doczekaliśmy czasów, w których oświata biurokracją stoi. Toną w papierach sekretariaty, toną dyrektorzy i co najgorsze, nauczyciele też. Ci, którzy mają uczyć, zajmują się papierkami, teczkami, pisaniem różnych programów, planów itd.
Część z tych papierowych obowiązków jest zapewne potrzebna,ale przecież nie o papierową edukację w polskiej szkole chodzi , a przynajmniej nie powinno. Odnoszę wrażenie, że w tym wszystkim nie chodzi o dzieci, a o zaspokojenie jakichś, bliżej nieznanych, ambicji urzędniczych. Efekt jest taki,że już właściwie nie mówi się nigdzie o odpowiedzialności.
              O odpowiedzialności nauczyciela za dziecko, które nauczycielowi,czy to mocą Konstytucji, czy życzeniem rodziców powierzono. Sfer odpowiedzialności w polskiej szkole jest kilka.
Najważniejsza to odpowiedzialność za wyniki nauczania, a także za bezpieczeństwo w czasie lekcji, przed dzwonkiem, po dzwonku, w czasie przerwy, zajęć praktycznych itd.
            Ilu z nauczycieli,idąc do klasy, zadaje sobie pytanie, czy jestem przygotowany do lekcji, ilu po lekcji zapyta samych siebie, czy nie zmarnowałem czasu tych dzieci, czy moja lekcja przyniosła im nowe treści, nowe umiejętności?
To ważne pytanie: czy na pewno zrobiłem wszystko, aby zaplanowane na tą lekcje wiadomości dotarły pod właściwy adres? Czy każde dziecko było objęte moją troską?
Pytania można by mnożyć.
Pozwalam sobie zadawać te pytania, bo sam byłem nauczycielem przez ponad 40 lat.
              Wracając do tematu, o to, aby sobie uzmysłowić, że przed nami siedzą żywe, w większości żądne wiedzy, młode istoty. Trzeba zdać sobie sprawę, że zaufano nam powierzając dydaktyczną opiekę nad dziećmi, zaufały władze, które nas zatrudniły, zaufali rodzice, ufają też dzieci.
Nie wolno nam ich zawieść, szczególnie tych ostatnich.
Ile to razy jest tak, że zadaje się uczniom coś do pracy, a nauczyciel zajmuję się wypełnianiem dziennika, przygotowywaniem jakiegoś apelu,uroczystości, czy pogawędką z innym nauczycielem a czas przeznaczony na naukę umyka bezpowrotnie. Przy dużej ilości materiału, jaki muszą opanować nasi uczniowie,nie ma czasu na nadrobienie strat, no chyba, że „ po łebkach”?
Spodziewam się w tej chwili świętego oburzenia, ale sza!!! Przecież nie kłamię, przynajmniej w kilku przypadkach w każdej szkole.
 Nikt mi nie wmówi, że  nie mam racji.
Zastanówmy się lepiej, co zrobić, aby to zmienić.
            Rozpatrzmy  przykład:do dzwonka pozostało 4, 5 minut.Odpowiedzialny nauczyciel jest przygotowany na taką okoliczność i ma w zanadrzu,ćwiczenia techniki szkolnej, odmianę przez przypadki, mnożenie sposobem pamięciowym,czy cokolwiek innego. Nauczyciel pozbawiony wyobraźni, po prostu pozwoli uczniom wyjść z klasy.
W tym momencie może uczniowi spaść na głowę lampa, może upaść w wyniku przepychania się, mogą się zdarzyć różne rzeczy, takie, które mogą się również zdarzyć po dzwonku.
 W przypadku nieszczęścia zjawi się prokurator i zapyta, kiedy dzieci wyszły z klasy. Jeśli wyszły po dzwonku, to winę poniesie kto inny, jeśli jednak przed dzwonkiem,odpowiesz Ty koleżanko, kolego, który wypuściłeś dziecko przed czasem. Kto z nas o tym pamięta?
            Zupełnie podobna jest sytuacja przed lekcją. Kiedy  dzwonek zadzwoni, nauczyciele zazwyczaj biorą dziennik i idą na lekcje. Są jednak tacy, którzy się nie spieszą i jeśli wtedy zdarzy się nieszczęście, to właśnie oni za to odpowiedzą.
Odpowie też dyrektor, który nie dopilnował punktualnego rozpoczynania i kończenia lekcji.
             Faktem jest, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z odpowiedzialności za dzieci podczas przerw. Tu się często rodzi agresja, to w różny sposób się przejawia. Łatwo zauważymy, że dzieci szaleją, biją się, a nauczyciele zajęci rozmową nic nie widzą. Nie wyobrażam sobie, żeby nie widzieć, że silniejszy znęca się nad słabszym, czy młodszym, że ktoś rzucił papierek od śniadania, że… itd., itd. Nie chodzi przecież o to, żeby dzieci chodziły po boisku parami, one mają się wybiegać, dotlenić swoje szare komórki,ale nie mają być równocześnie zagrożone w jakikolwiek sposób. Nie każdy nauczyciel zdaje sobie z tego  sprawę, albo raczej nie pamięta, że dziecku może stać się jakaś krzywda, tylko dlatego, że nie zapobiegł głupiemu żartowi, a po to tam przecież jest.
Nie zdają sobie sprawy nauczyciele, że gdyby stało się nieszczęście, to prokurator zapyta dzieci, gdzie był nauczyciel, co robił i dzieci odpowiedzą (zgodnie z prawdą), że rozmawiał z innym nauczycielem. Wtedy sprawa karna, wyrok, może i w zawieszeniu, a sumienie?
            Powodów do zaniedbań jest wiele i niefrasobliwości niestety też. Wspomnę jeszcze o wycieczkach, gdzie daje się dzieciom czas wolny, o lekcji wf, kiedy rzuci się uczniom piłkę, niech sobie pograją, a nauczyciel zajmie się robieniem porządku w magazynku sprzętu sportowego, zdarza się wysyłanie po drobne sprawunki, o zgrozo.
            Proszę nie odsądzać mnie od czci i wiary, nie wytykam niczego nikomu. Zamiarem moim jest,aby zwrócić uwagę na fakt, że odpowiadamy za dzieci, tym bardziej, że nie są to nasze dzieci.
Spoczywa na nauczycielu i odpowiedzialność fizyczna, i przede wszystkim moralna. Ta ostatnia szczególnie musi iść w parze z etosem nauczyciela, z etyką zawodu. Kto nie identyfikuje się z taką wartością musi odejść.
            Pracowałem wystarczająco długo, aby czuć niepokój spowodowany brakiem troski o dzieci, traktowaniem ich przedmiotowo.
 Zatopieni w dokumentacjach awansowych, planach wynikowych, itd. gubimy gdzieś nasz pedagogiczny podmiot, gubimy dbałość o dziecko, zapominamy o człowieku.

Komentarze

  1. To prawda, Jesteśmy zakopani w stosach papierów. Często dyrektor zleca nam zadania na już, na teraz… i wprost mówi: zadaj coś dzieciom. Przykład idzie z góry. A potem chwali się tych co „robią” a ci, którzy odmawiają bo ważniejsza jest dla nich odpowiedzialność, są piętnowani, zarzuca im się, że nie wykonują poleceń, że pracują mniej niż 40 godzin itd… niesmak pozostaje… Tylko że potem dzieci powiedzą wprost, ta pani nas uczyła, ten pan robił coś a my się nudziliśmy. Dzieci są mądre.
  2. mój 6-cio letni syn poszedł do szkoły i cóz… moje zdezenie z rzeczywistoscia szkoły było twarde i bolesne,okazuje sie,ze co innego obiecywano nam na zebraniu,a co innego okazało sie w praktyce, cały czas tak jest niestety,nie wiem jak sobie z tym poradzic. Już drugiego dnia pobytu w szkole moje dziecko zagineło,a miało byc pod opieka nauczyciela w swietlicy po lekcjach przez godzine i odprowadzone potem do gimbusa, czekam,czekam na przystanku,gimbus przyjechał,dzieci wysiadły,mojego malca nie ma,mysle,pewnie jest w swietlicy,ktos zapomniał,wiec wssiadam w auto,jade do szkoły,wchodze do swietlicy… a tam jak na dworcu centralnym,dzieciaki biegaja gdzie chca,małe,duze,wybiegaja z tej swietlicy,hałas,krzyki,istna dzungla,nauczyciele sa,oczywiscie, ale tyłem do wszystkiego,smieja sie,plotkuja,zajeci soba,pytam gdzie moje dziecko,bo 10 minut stoje i go nie widze,pytałam grzecznie,gdzie moje dziecko i dlaczego nie zostało odprowadzone na czas do gimbusa,a nauczyciel do mnie z pretensjami… ze on ma ich 15cie i nie bedzie pamietał kogo i gdzie ma zaprowadzic,ok,wiec pytam gdzie mój maluch jest teraz,a on mi,ze nie wie,zebym go sobie poszukała,wiec biegam jak durna po całej szkole i poza szkoła,biegiem,bo nie wiadomo gdzie taki pomysłowy 6ciolatek mógł sie wybrac,moze do miasta?,znowu wracam do swietlicy,nie ma go,wtedy wybuchłam,nauczyciele mnie tylko opierniczyli i obarczaja wina,ze mały jest nie nauczony odpowiedzialnosci,a na gimbusa,to sam musi wiedziec i przypominac sie do odprowadzania,szlag mnie trafił na obojetnosc,LUDZIE DZIECKO TO NIE PRZEDMIOT, dlaczego jestescie zdziwieni,ze robie afere z faktu zgubienia dziecka?? na szczescie znalazłam małego po 40 minutach,biegał gdzies po boisku i korytarzach szkoły, a ja zostałam OKROPNYM RODZICEM. To i tak nic w porównaniu do przygody mojej znajomej,gdzie dziecko zostało zgubione na wycieczce w duzym miescie,jej synek ma 9 lat, nauczycielka nawet nie zauwazyła,ze zgubiła dziecko,na szczescie dziecko było na tyle madre,ze poprosiło przechodnia o telefon do rodziców,bo sie zagubił, Ja tej szkoły i tej znieczulicy nauczycieli nie rozumiem
  3. Tak masz rację. Uczę 25 lat w szkole dla dzieci upośledzonych i trudnej młodzieży, Jestem też matką, więc mogę o sobie powiedzieć, że szkołę znam z obu punktów widzenia.Dobro dziecka już dawno stało się sloganem pozbawionym jakiejkolwiek treści. Ot hasełko które wyciąga się z szafy wtedy kiedy ministerstwu jest wygodniej. Ale tak naprawdę dzieci traktowane są przedmiotowo, jako kolejny punkt w magistrackim biznesplanie, a od szkół coraz częściej wymaga się ( zwłaszcza w moim rodzinnym Krakowie) aby przynosiły zyski. Więc – łączyć klasy i szkoły, zamykać MDK-i, obiady wozić z kateringu… A że w większej klasie nauka zwłaszcza dla słabszych jest trudniejsza? A że w nowym środowisku uczeń się może nie odnaleźć, a że będzie chodził głodny bo rodzica na „dychę” codziennie na obiad w szkole nie stać… a co to kogo obchodzi. Dobro dziecka chwilowo zwinięte siedzi w szafie. Dobrem dziecka zaczyna się szermować kiedy trzeba coś uzasadnić. Najlepiej jakąś papierologię stosowaną. Dam Vi przykład kolego – tzw. IPET-y czyli indywidualne programy edukacyjno – terapeutyczne. Siedzieliśmy nad nimi z rodzicami dwa miesiące. Potem jeszcze sami bo do każdego przedmiotu są potrzebne. Ale, do ich zastosowania są potrzebne pieniądze. Tych nie ma. Więc skończyło się na robocie głupiego i tonie papierów w szafie.Teraz lekcja. Kiedy idę do klasy, po raz n-ty obracam w głowie plan na kolejną lekcję. ale oprócz pytań ktore ty zacytowałeś mam jeszcze inne w sobie – co zrobię, jeśli Jasio, Kasia, Marysia, Henio , Staszek będą mieli dziś przysłowiowy dzień jeża i postanowią właśnie na mojej lekcji popisać się przed resztą? Wyrzucić na korytarz nie wolno, pedagog akurat na kolejnej nasiadówce, psycholog na pół etatu i w zasadzie go nie ma, uwagę wpiszę, to mi się w twarz jeden z drugim roześmieje, zadzwonić w czasie lekcji do rodzica nie wolno, huknę, to zaraz będzie, że Pani się uwzięła, wpiszę jedynkę – rodzic przyleci z wrzaskiem… a cała klasa z uciechą gapi się na Jasia, który właśnie niemal na szafę włazi niż patrzy na prezentację . Kiedyś ściągnęłabym z szafy za nogę, usadziła na stołku potem wezwała rodzica i byłby spokój. Teraz mi nie wolno. Więc mówię do tej piątki która słucha, jednocześnie obserwując czy Jasio właśnie nie zaczyna robić sobie lub komuś krzywdy i modlę się, żeby w razie czego zdążyć dobiec do gagatka. Z lekcji wychodzę… wróć wypełzam, zmęczona i zła. Mam przedmiot który uczniowie lubią. Jestem lubiana i szanowana przez uczniów. I co z tego jak właśnie jakiś gagatek zepsuł mi lekcję nad którą siedziałam długo i radośnie?
  4. A z czego to wszystko się bierze, pewne zaniedbania? Często z tego, że we współczesnym świecie chociażby MEN nakłada na nas, pedagogów bardzo wiele obowiązków związanych z papierami. Odchodzimy od bezpośredniej interakcji z uczniami tylko dlatego, że wychowawcy oraz inni nauczyciele mają obowiązek wypełniania mnóstwa papierów, ankiet, etc., które niezbędne są dla dyrekcji. Coraz większy nacisk kładzie się na biurokrację, odchodząc od głównych założeń edukacji. Zgodzę się jednak z tym, że często spotyka się jednak również zaniedbania wynikające z wyłącznej winy nauczyciela: brak przygotowania zarówno metodycznego, jak i merytorycznego (jako studentka pedagogiki mam wgląd na przykładzie koleżanek – przyszłych nauczycielek lub nawet wykładowców). Błędy i zaległości w wiedzy elementarnej, swoista postawa – są to czynniki, którymi pedagog, czy to obecny, czy przyszły – w żadnym wypadku nie powinien się cechować. Rzeczywistość niestety pozostawia bardzo wiele do życzenia…
  5. Pracuję w szkole 2 rok. Jestem młodym nauczycielem, pełnym pasji, któremu jeszcze chce się zadbać o to, żeby lekcja była ciekawa, a uczniowie nią zafascynowani. I powiem szczerze, że pomimo wychowawstwa i awansu zawodowego papierki nie przysłaniają mi DZIECI i ich dobra i nie zabierają większości czasu. Da się. Jeśli się chce – jest to możliwe.www.dloniematki.blog.onet.pl
  6. W każdym jednym zawodzie jest ciężko. Należy pamiętać o odpowiedzialności za swoją pracę, a w przypadku nauczycieli za powierzone im dzieci. Ważna jest współpraca rodzica z nauczycielem, bo przecież nasze dzieci to nie przedmioty codziennego użytku , tylko ludzie, których należy kształtowaćPozdrawiam zapraszam do siebiehttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
  7. Mądre słowa. Nietsety, o odpowiedzialności nauczycieli trzeba byłoby opowiadać przede wszystkim – o zgrozo! – nauczycielom. Pozdrawiam. ;)
  8. Opisane przez Pana wydarzenia są skutkiem szkoda , że tylko negatywnym.Żeby byly same pozytywy należy ustawić wlaściwie przyczyny i dotyczy to : 1. Jaki musi być czlowiek aby byl nauczycielem i jakie powinien mieć przygotowanie oraz kto o tym decyduje. 2. Obowiązek Rodziców to minimum warunków jakie ma spelnić uczeń przychodzący do szkoly . Synchronizacja tych elementów da wlaściwe skutki. Pozdrawiam NEON

BLOG ROKU

 

O agresji nie tylko wśród upośledzonych umysłowo


Rok szkolny trwa, na przerwach zwykły tumult, a czasem przejawy agresji.
Agresja zawsze towarzyszyła młodym ludziom w większym lub mniejszym stopniu. Ma to szczególne znaczenie w gimnazjum powszechnym, ale też w klasach szkoły specjalnej.
Wśród młodzieży upośledzonej umysłowo w stopniu lekkim obserwuje się sporą ilość agresji między innymi dlatego, że negatywne przykłady wynoszą z domu, a wynikający z upośledzenia umysłowego brak krytycyzmu uniemożliwia korygowanie tych postaw. Zdarzają się oczywiście zachowania, mające znamiona przestępstw, ale rzadko dokonywane są z pełną świadomością takiego czynu. Spora liczba drobnych aktów agresji, które mają miejsce w szkole, to wymuszenia i zaczepki słowne. Z moich obserwacji wynika,że bardzo często są one wynikiem zazdrości: o lepszy ubiór, telefon, czy też chęci zdobycia uznania wśród kolegów. Dotyczy to głównie dzieci, które pochodzą domów patologicznych, gdzie brak jest uczuć i zainteresowania dzieckiem. Gdy uczeń chce zapalić czy iść do kafejki internetowej, a nie na pieniędzy, musi je zdobyć – na tym tle dochodzi do wymuszeń i zaczepek.
Sądzę, że w każdej szkole, gdzie jest prowadzona praca wychowawcza, akty agresji występują sporadycznie i w większości przypadków są dziełem przypadku lubspowodowane są chwilą. Oczywiście zdarzają się przypadki, których nie sposób przewidzieć. Warto jednak dodać, że większość nauczycieli w szkole specjalnej przez ciągłe obcowanie z dziećmi,których życie najczęściej nie jest łatwe, jest bardziej wrażliwa na każdą ewentualną krzywdę, jaka może takie dziecko spotkać. Stąd pewnie pilniej przyglądają się dzieciom w każdej niemal sytuacji i natychmiast reagują.
Z agresją powinniśmy nie tyle walczyć, co raczej jej zapobiegać i to od najmłodszych lat, wiele okazji do tego jest już w przedszkolu. W życiu dziecka są bowiem trzy okresy przekory: w wiekuok. 4, 7 i 12 lat. Popełnione w tym okresie błędy wychowawcze mogą wprzyszłości owocować właśnie agresją. W szkole powinno się reagować na przemoc dosłownie na każdym kroku, już od pierwszego dnia nauki. Wszelkie przepychanki,próby dominowania jednych nad drugimi doprowadzą prędzej czy później do ataków agresji. Zdarza się, że widzimy, szarpaninę między uczniami i nie reagujemy, bo przecież nic sobie nie zrobią. Są to jednak już pierwsze próby, które mają dać odpowiedź uczniowi, na co może sobie pozwolić wobec atakowanego, a jednocześnie sprawdzić, jaka będzie reakcja nauczyciela.Jeśli uczeń zostanie natychmiast skarcony, choćby tylko słownie, to otrzyma sygnał, że nie może stosować przemocy, przynajmniej w czasie, kiedy może spotkać owego nauczyciela. Oczywiste jest więc, że jeżeli wszyscy tak będą reagować, to w zasadzie agresji może w szkole nie być. Sytuacja taka jest możliwa jednak tylko w placówce, w której wszyscy nauczyciele zdają sobie ztego sprawę. Nauczyciel powinien być wyczulony nawet na pozornie drobne elementy przemocy.
 Można je zaobserwować na przerwach, kiedy uczniowie zabierają sobie np. śniadania, a w starszych klasach papierosy.
 Są to uczniowie upośledzeni, a więc sytuacja jest bardziej skomplikowana. Wystarczy, że ktoś krzywo spojrzy, a już ów “poszkodowany” może wyrazić swoje niezadowolenie przez zachowanie agresywne, po to tylko, żeby się popisać przed kolegami lub koleżankami.
Takie zachowania trzeba po prostu tępić na każdym kroku. Upominać, rozmawiać, tłumaczyć niestosowność takiego zachowania. Oczywiście da to efekt tylko wtedy, gdy wszyscy nauczyciele będą oto dbać. Można spróbować “nastawić” resztę klasy tak, aby nie reagowała na chamstwo kolegi, by takie zachowanie ignorowała. Uczeń stwierdzi, że nikogo to nie bawi i może zaniechać takich postaw. Ucznia, który wyśmiewa się z innych i dokucza kolegom, można poddać podobnemu działaniu. Wystarczy znaleźć jego słabą stronę i delikatnie dać do zrozumienia, że też możemy się z niego pośmiać.Zazwyczaj dziecko szybko chwyta, o co chodzi i rezygnuje z niewłaściwego zachowania.
Można oczywiście ukarać ucznia zgodnie ze statutem szkoły, można wezwać policję i koniecznie rodziców, ale nie zawsze odniesie się właściwy rezultat. Na pewno jednak warto z uczniem rozmawiać,rozmawiać, jeszcze raz rozmawiać. Rozmowy często przynoszą oczekiwany skutek.Sprawą powinien zająć się szkolny pedagog, a w trudnych przypadkach, za zgodą rodziców, powinno się skierować uczenia do poradni wychowawczo-zawodowej.
 Pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą.Chętnie jednak posłucham innych zdań na ten temat i oczywiście innych rozwiązań
I to by było chwilowo na tyle.

Sanatorium Argentyt w Dąbkach.



                              
                                              
Jest to kompleks budynków mieszczących ponad 400 kuracjuszy, składający się z trzech obiektów połączonych przejściami i jednego o nazwie Adriano oddzielnego,oddalonego o jakieś 100 metrów. Budynki dość nowoczesne, o zmodernizowanej  fasadzie i  otoczone zielenią.
Obiekt jest usytuowany na dość dużym, dobrze utrzymanym terenie. Wszędzie czysto i schludnie.
Wejście do głównego budynku dość efektowne i robiące wrażenie, gorzej zaś z powitaniem.
Ktoś wymyślił, ze przyjęcie, rejestracja i wydanie kluczy może rozpocząć się dopieroo 14-tej, bo tak rozpoczyna się doba w sanatorium.
W  efekcie ludzie, którzy z różnych, nie zawsze od siebie zależnych, powodów przyjechali np. o 6, 8 rano musieli czekać do godz. 14-tej
Tak więc od godz.  13-tej przy recepcji był już niezły tłumek podenerwowanych ludzi. Na szczęście, rejestracje rozpoczęto  trochę wcześniej i przebiegała sprawnie.
            Zaopatrzeni w klucze kuracjusze udali się do pokojów w budynku głównym lub wspomnianym już Adrianie.
Pokoje były tam 1, 2 i 3 osobowe. Ciekawe jest to, że w pokoju 2-osobowym opłata wynosiła 460,- od osoby, a w  trójce o połowę mniej,  chociaż pokój był lepiej wyposażony, bo były podobno lodówki.
Jak wyglądała taka dwójka?
 Ładnie umeblowana w typowo hotelowe meble.
 Pokoje dwuosobowe były dwojakiego rodzaju: z oddzielnymi sapaniami lub łożem małżeńskim i nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że małżeństwo które chciało mieć oddzielne spanie nie miało żadnej na to szansy.
 Łóżko małżeńskie wciśnięte było w kąt, tak, że jedna osoba miała dostęp z boku, druga zaś mogła albo gramolić się przez tą pierwszą, albo czołgać się na siedzeniu, lub brzuchu do tyłu. No  nie jest to dobre  rozwiązanie, a dla osób starszych wprost trudne.
W naszym pokoju już na „dzień dobry” pokazało się, że zepsute są drzwi od kabiny prysznicowej i cały dzień trzeba było czekać, pomimo kilku monitów, aby to naprawiono. Dziwne, że pokojowa tego nie widziała. Spore wrażenie zrobił na mnie niespotykany już nigdzie patent do papieru toaletowego w postaci kawałka drutu, oto on :
             
.
Pokoje były sprzątane dwa razy w tygodniu, a codziennie zabierane były śmieci. Panie pokojowe,  bo tak je tam nazywano,mogłyby ubiegać się o rekord Guinnessa w szybkości wykonywania swych obowiązków. Coś jednak za coś, kurze  niebyły w ogóle wycierane.
Fakt sprzątania można było wyczuć już zbliżając się do budynku, tak mocno pachniały środki  do sprzątania, czyli chlor.
            Podstawową częścią funkcjonowania sanatorium są oczywiście zabiegi.
Baza dość bogata. Był wiec bioptron, mata wibracyjna, diadynamik, kąpiele różne,inhalacje, ćwiczenia na przyrządach, choć sala fitness była dostępna dla wszystkich.Była też sucha sauna, laser, jonoforeza, kriosauna. Ta ostatnia to taka zamrażarka, w której przebywa się od 1-2 minuty w temperaturze od minus 138-146stopni, w suchej saunie natomiast dorośli przebywali 20 minut (dzieci 10) w temperaturze ok. 50-56 stopni. Pot lał się ciurkiem. Były jeszcze inne zabiegi,ale wszystkich nie pamiętam.
Ciekawostką była kuracja pitna. Polegała na piciu wody „Wielka Pieniawa”.
Wody bardzo zdrowej, ale  wspomniana ciekawostka polegała na tym, że w karcie zabiegowej było zalecone picie 3xdziennieprzed posiłkami po 200 ml, czyli powinniśmy dostać po 8 półtoralitrowych butelek, a dostaliśmy po 4. Na delikatne pytania w tej materii udzielano wymijających odpowiedzi. Nie dociekłem w końcu, jak to z tą kuracja miało być.
Zabiegi były dobrze zorganizowane, a panie zabiegowe bardzo miłe i życzliwe, co warto podkreślić.
            Aby kuracjusz miał siły biegać na zabiegi, musi być dobrze odżywiony. Tak też i było. Jedzenie było dobre, choć mało urozmaicone. Brakowało jakiś sałatek, surówek itp.
Stołówka duża, posiłki na dwie zmiany. Na pierwszej zmianie było ok. 100 dzieci z opiekunami, no i zwykle było głośno, bo to kilkoro płakało, to któreś waliło łychą w talerz, to znowu odbywały się biegi stołówkowe, no ale trudno, jacy rodzice, takie dzieci. Część kuracjuszy z różnych względów jadła razem z dziećmi .
Czasem trzeba było podziwiać matki, które były tam z dwójką małych dzieci i same sobie dobrze radziły. Opiekunami byli też ojcowie i dziadkowie.
            Kuracjusz poza zabiegami, spaniem i jedzeniem musi sobie jakoś czas wolny zorganizować. Pomagać ma w tym osoba od spraw rekreacji. Był taki ktoś. Pominę, że informacje o zmianach imprez podawał tylko na jednej zmianie i ci z drugiej nic nie wiedzieli.
Różnych imprezek było trochę, np. wycieczka do jakiegoś sanktuarium, do Darłowa, Słupska,czy rejs stateczkiem po jeziorze. Nic szczególnego. Dla dzieci tych imprez było więcej, ale wszystkie oczywiście dodatkowo płatne. Były też zabawy, czy potańcówki. No, niektórzy mieli po nich kaca i moralnego też. Nie wiem jak tam się bawiono, bo nie byłem, nie znam więc szczegółów.
Mankamentem był brak Internetu w pokojach. Internet był tylko w okolicy recepcji i to nie zawsze. Mamy wszak XXI wiek i Internet jest już standardem w każdym szanującym się sanatorium czy hotelu.
We własnym zakresie kilkakrotnie odwiedziliśmy Darłowo i Darłówko, gdzie w kawiarni na plaży podają wspaniałą kawę mrożoną, zwiedziliśmy miejscowy kościół i Zamek Książąt Pomorskich. Ten ostatni nas nie zachwycił, jeśli chodzi o jego wyposażenie, taka zbieranina z całej okolicy.
Zajrzeliśmy też do Koszalina i zrobiliśmy sobie dłuższą wycieczkę do Kołobrzegu.
Poza tym spacery, spacery, spacery i oczywiście morze.
Plaża szeroka, piasek na niej bardzo sypki, co powodowało, ze trudno się chodziło.Podobnie było z linią wody, gdzie piasek był po prostu grząski. Schody na plażę i liczne kosze na śmieci były jedynymi śladami cywilizacji, i bardzo dobrze, bo taka plaża miała swój niezaprzeczalny urok.
Był też port, a raczej porcik rybacki na który składały się leżące na plaży dwa niewielkie kutry i cztery łodzie rybackie.
            Sanatorium ludźmi stoi, ludźmi,którzy stanowią o tym, czy kuracjusze będą się dobrze czuli, czy wszystko sprawnie będzie przebiegać.
Jak już pisałem panie z bloku zabiegowego zasługują na ogromne uznanie za miły uśmiech, podejście, życzliwość.
Kelnerki dwoiły się i troiły aby wszyscy na czas wszystko dostali, ich uprzejmości też nic zarzucić nie można.
Pan od rekreacji był cięgle zabiegany, jakby nie wiadomo co organizował.
Lekarka,która się nami zajmowała była miła i życzliwa.
Najmniej uprzejme były dwie panie z recepcji: kierowniczka i blondynka z prosto ściętą grzywką.
Tu muszę wspomnieć o jeszcze jednej sprawie, mianowicie, na pierwszym spotkaniu dyrektor sanatorium zapowiedział między innymi, że samowolny wcześniejszy wyjazd do domu będzie karany w kwocie 50,- za dzień. Nic z tego nie rozumiem, owszem,jeśli ktoś po tygodniu chciałby zakończyć pobyt, to jasną jest sprawą, że to stracone miejsce, ale jeśli ktoś chce wyjechać z powodów rodzinnych dzień czy dwa wcześniej, to musi pisać pismo do dyrektora, tym bardziej, ze pobyt kończy się śniadaniem i dla tego śniadania trzeba noc jeszcze spędzić. Trzeba, albo można,jak kto woli. Niektórzy bez biurokracji żyć nie potrafią!
            Jak już na wstępie zaznaczyłem,sanatorium znajduje się w Dąbkach. To mała wieś. Miejscowość jest położona bardzo atrakcyjne, bo między dużym jeziorem Bukowskim, do którego mieliśmy dosłownie kilkanaście kroków, a morzem do którego było kilkadziesiąt kroków.
Dąbki ciągną się wzdłuż głównej drogi przelotowej na trasie Koszalin-Darłowo. Wzdłuż tej drogi rozsiadły się przeróżne budy, namioty, kramy i kramiki z niebywałą wprost tandetą.
Były też puby i smażalnie ryb. Dwa punkty z goframi, dość wcześnie zamykane, w każdym razie ten przy tzw. rondku. Nie wszystko zresztą było jeszcze czynne. Niektóre z kawiarni były nawet ładne, ale tylko w dwóch można było wypić kawę mrożona, a to przecież nie takie trudne, za to nalanie piwa jest znacznie prostsze, prawda?
                                           
                                            
Jeżeli na głównej ulicy były w większości chodniki, to już na bocznych nie było, nie było niekiedy nawet utwardzonej nawierzchni, jak na przykład na ulicy Bursztynowej. Wiele miejsc  zaniedbanych,zarośniętych zielskiem, ruiny po ośrodkach kolonijnych itp.
Przejście aleją nadmorska, tzn. wzdłuż pasa lasu i dalej koło kościoła do bramy głównej Argentytu,koło jeziora, zajmowało 20 minut. Dla urozmaicenia chodziliśmy raz w jedną stronę, raz w drugą.
Dla mnie, niech mi to miejscowi wybaczą, Dąbki to zapyziała dziura
Jest tam wszakże jedno wspaniałe miejsce. Jedyne takie w kraju, mianowicie połączenie kanałem jeziora z morzem. Sam kanał może jak to kanał, ale udając się kawałek w las, można dojść do ujścia tegoż kanału do morza. Wspaniałe, urokliwe miejsce.Można do kanału betonową drogą przez las dotrzeć pieszo w kilkadziesiąt minut lub rowerem w 15.
 Naprawdę warto.

                                                           
            Podsumowując.
            Z pobytu jesteśmy zadowoleni. Pogoda nam dopisała. Czas szybko minął. Szkoda tylko, ze jakoś atmosfera w Dąbkach nie jest taka sanatoryjna, uzdrowiskowa, taka jak na przykład w Kołobrzegu.  Kto lubi takie klimaty, to miejsce stworzone dla niego.
Nie chciałbym tam drugi raz trafić. Ktoś, kto nie był nigdy w sanatorium może być zadowolony, ale jeśli ktoś zna inne sanatoria, to zachwycony nie będzie, choć powodów do narzekania specjalnie nie ma, ale to taka sanatoryjna druga liga.

 Komentarze

  1. niby fajnie,a jednak znajdzie się cos …..nie moze byc tak do konca fajnie musi byc tak po naszemu po polskiemu .):)Moze za mało wymagamy??? i moze trzebabyło w jakis sposob zmusic panie sprzatajace by wycierały kurze?? na panu od imprez wymusic bardziej dokaładna informacje na temat iimprez ,i zapytac kierownika dlaczego taka kara za wczesnieje wybycie, jednym słowem powinnismy wymagac ,wymagac,wymagac !!! ale dla świętego spokoju tego nie robimy to chyba sami sobie jestesmy winni że jest tak jak jest
  2. Byłam w marcu w sanatorium Świeradowie, wiadomo ze warunki zakwaterowania czy wyżywienia mogą nie spełniać naszych oczekiwań Liczą się zabiegi a reszta zależy od nas samychjak się dostosujemy do danego środowiska i osób przebywających z nami, a to naprawdę ważne.
  3. Liczą się zabiegi, to fakt. A teraz liczy się znowu dwuletnie oczekiwanie w NFOZ. :) Co do opisu to samo życie. Niby dobrze, ale jak się przyjrzeć bliżej, wszędzie niedociągnięcia , bo się komuś nie chce, bo biurokracja, bo coś tam innego.
  4. Jako stary bywalec sanatoriów, zaliczyłem już trzy, nie znalazłem w tym opisie niczego odbiegającego od standardów dobrze mi znanych. Wyjątkiem może być tylko to, że jedzenie było gorsze niż to jakie tu opisujesz, warunki pobytu z łazienką na korytarzu odbiegające od jakiejkolwiek normy. Dwa i pół roku to najkrótszy okres oczekiwania na te niewątpliwe atrakcje jakie nas podczas pobytu w sanatorium czekają.Niestety sanatoria oferują warunki pobytu i bazę zabiegowa na poziomie sprzed kilkudziesięciu lat i nic się w tej materii nie zmienia. Jedni udają, że leczą drudzy udają, że są zachwyceni z pobytu.Najbardziej winni temu wszystkiemu są weryfikujący warunki pobytu przedstawiciele NFZ, którzy 90% tych sanatoriów powinni zdyskwalifikować jako miejsca zbiorowego żywienia i zamieszkania. Są to kpiny za ogromne pieniądze jakie na ten cel są przeznaczane. Podejrzewam, że ktoś bierze w łapę za to, że podpisał kontrakt z tym pseudo sanatorium i nie widzi, że niejednokrotnie ludzi schorowanych traktuje się tam od niechcenia, jak intruzów okradając ich z czego się tylko da.
  5. No ależ oczywiście, jak się sanatorium traktuje jak wczasy na które się czekało 2 lata to później wychodzi tego typu niezadowolenie. Jeżeli był Pan zniesmaczony, to zapraszam do pięciogwiazdkowego hotelu na 21 dni i zobaczymy jakie będą Pana odczucia po takim pobycie, bo portfel na pewno schudnie, a wszystko i tak nie będzie idealnie. Mówił Pan o internecie, owszem w większości hoteli jest jak najbardziej ale najczęściej dodatkowo płatny, tak samo telewizja nie wszędzie ma Pan darmowe programy, natomiast tu i jedno i drugie było i to darmowe, człowiek nie po to jedzie do sanatorium, żeby cały dzień spędzić w internecie, a jeśli chodzi o lodówki to troszkę mnie ten fakt zadziwił, że w trzy osobowych były a w dwu osobowych nie było. Co do dodatkowych atrakcji, wycieczek i innej rekreacji to muszę przyznać rację, nie jest tam to jakoś szczególnie zorganizowane, ale wszystko zależy od ludzi, jak z prawie 200 kuracjuszy jest tylko 5 chętnych osób, to się po prostu nie opłaca. Co do pań pokojowych, to jestem ciekawa czy zgłaszał Pan, że potrzeba posprzątać pokój, czy próbował Pan chociażby zaczepiając te panie w jakikolwiek sposób wskazać im, że potrzebne jest dodatkowe sprzątanie. Pewnie nie.Napisał Pan, że to ośrodek z drugiej ligi z czym się totalnie nie zgadzam, byłam tam już 2 razy, raz na sanatorium a raz na sylwestra i bardzo mi się podobało, no ale jak ktoś jedzie ze złym nastawieniem, to raczej nigdzie nie będzie mu się podobało. Niech mi Pan wierzy, jest o wiele więcej miejsc do których nie chciał by Pan trafić na skierowaniu z sanatorium. Jeżeli chodzi o Argentyt to polecam każdemu kto chce wypocząć i mieć święty spokój tylko nie jedźcie w sezonie, a bardziej tak w październiku, listopadzie, bądź pod koniec maja, początek czerwca.
    • Dziękuję za komentarz. Szkoda tylko, że Pani czytała wybiórczo to co napisałem. Napisałem przecież na końcu, że pobyt mi się podobał, że jedzenie dobre, że zabiegi super itd.Nigdzie z mojej wypowiedzi nie wynika, że sanatorium traktuję jak wczasy, widocznie ma pani takie podejście do tego i sadzi, że inni też tak myślą. Na koniec dodam, że znam różne sanatoria i to akurat nie było najlepsze, choć, jak wcześniej zauważyłem, byłem z niego zadowolony, a opisane niedociągnięcia można przecież poprawić.Zresztą każdy lubi coś innego, ma inne preferencje, jednym wystarczy że są potańcówki innym coś innego.Tak, czy inaczej cieszę się, że Pani Elwira napisała co myśli.
  6. W Dąbkach byłam w sierpniu 2011.Jak pamiętacie akurat była fajna pogoda .Gdyby nie pogoda i zabiegi dla których w zasadzie jedzie się do sanatorium to faktycznie „zapyziała dziura”.Pokoje (mieszkałam w Adrianie)czyste bardzo ładnie wyposażone,przestrzenne.Zadbano również o szczegóły takie jak suszarki do suszenia,pralka,żelazko bez problemu leżaki,parawan i to wszystko w dobrym nieuszkodzonym stanie.A dlaczego o tym piszę mimo,że to powinien byc standard bo nie byliście np.w Kołobrzegou w Heliosie sanatorium MSw.Przepięknie położony 10-cio piętrowy kolos a pokoje pozostawialy baaaardzo wiele do życzenia.Mieszkałam w 3-osobowym poniewaz wszystkie 2-ki zarezerwowane były dla małżenstw.Nie wiem czy to wczasy czy sanatorium.W tej trójce pow. ok 12m kw stara komunistyczna nomenklatura obijałyśmy się o siebie jak bąble – masakra.
  7. Byłam w Argentycie w sanatorium- powiem krotko bylo wspaniale.Mieszkalam tez w Adrianie -mialam 1-ke. Bylam teraz w Sopocie w sanatorium Perła – w porownianiu z Dabkami -to marnota okropna. Po pobycie w Dabkach bylam zdrowa caly rok, a przaz ok. 10 m-cy moglam odstawic leki na astme. Jak ktos jedzie zeby sie leczyc to polecam z calego serca. Nigdzie nie spotkalam tak milego personelu jak na zabiegach w tym sanatorium. Napewno tam wroce!!!!
  8. Ja też byłem w Dądkach w senatorium Argentyt [ styczeń 2013 ] – mogę wystawić wyłącznie pozytywną opinie. Jedzenie dobre – urozmaicone – ilościowo wystarczające nawet dla mężczyzny, panie na zabiegach spełniały swoją role , część hotelowa bez zastrzeżeń , nie jest to hotel „monopol” – ale standard zupełnie wystarczający.
    Bolącym i bulwersującym tematem są opłaty :
    – za parkowanie samochodu na terenie ośrodka za 3 tygodnie 170 zł
    - opłata klimatyczna aż 8 zł / dzień zbierana przez gminę , która przy tej ilości wczasowiczów i kuracjuszy idzie w setki tysięcy zł. a skutków czy efektów tych środków nie widać. Dziurawe chodniki lub ich zupełny brak
    Mino wszystko – polecam.
    TOBI
  9. Jeśli krytykujecie personel pracujący w Argentycie w Dąbkach, to powinniście wiedzieć, że Ci ludzie w zdecydowanej większości zarabiają minimalną pensję. Nie ważne czy sprzątaczka, recepcjonistka, czy kelnerka. Nie ważne czy po podstawówce czy po studiach. Minimalna się należy + premia, której nie wypłacają, bo dyrektorzy centrali musza mieć na nagrody. W Argentycie pracują za psie pieniądze, a i tak są zawsze życzliwi, uśmiechnięci wobec kuracjuszy.
  10. Również byłam w Dąbkach i w ośrodku Argentyt na przełomie kwiecień-maj 2013.zacznę od słonecznej strony medalu jak samo słowo słonecznej to wiadomo,że pogoda dopisała,a i morzem też można się nacieszyć samym widokiem pochłanianiem jodu do oporu po za tym towarzystwo,bo bez tego to można się zanudzić.potańcówki były owszem, ale non stop te same utwory do znudzenia(skłamała bym gdybym nie powiedziała,że po namowach repertuar się zmienił,ale w ostatni dziań: (obsługa baru 2-dziewczyny super,bo szefowa to totalna pomyłka nie ta osoba i nie w tym miejscu – chamstwo. teraz z innej strony krótko,opieka lekarska-brak zainteresowania.opieka personelu rehabilitacyjnego-dobra i miła,czas zabiegów bardzo skromny,bo tylko 10 minut ,informacja na recepcji-osoby mało kompetentne nie potrafia rozwiazac np.problemu jaki może zdarzyć sie ,a mianowicie niezgranie się współlokatorów w pokoju(proponuje się spanie w swietlicy) nie sa przygotowani na takie sytuacje.problem internetowy istnieje.sprzątanie pozostawia wiele do życzenia i nie ma odkurzaczy na korytarzu.hałas dzieci bieganie po korytarzu jazdy na hulajnogach.nie ma rozdzielności między budynkiem dla dorosłych ,a dla dzieci.jedzenie owszem dobre,ale ubogie w surówki i stół szwedzki nie ma racji bytu moze kiedys był.co do wygladu zewnętrznego i stanu używalności chodników to pomarzyć można w niektórych miejscach. Są i ładne widoki i kawałki ładnych miejsc,plaża faktycznie szeroka tylko sporo śmieci.
  11. Właśnie wróciłem z Dąbek. Dzięki temu opisowi, wiedziałem czego mogę spodziewać się po tej miejscowości i dlatego uniknąłem rozczarowań. Ponieważ odwiedziłem już parę miejscowości sanatoryjnych, to porównując je do Dąbek mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Dąbki nie wypadają źle- ani sama miejscowość, ani też Argentyt. Dojazd do miejscowości od strony Koszalina jest denerwujący- rozgrzebane roboty drogowe i chyba 5 odcinków jednopasmowej drogi z regulacją świetlną.
    Sanatorium zaskoczyło mnie pozytywnie jakością posiłków- jeśli ktoś nie oczekuje nadzwyczajnych frykasów, będzie bardzo zadowolony (zupy mleczne na śniadanie, gorące dania na kolacje, cytryna do herbaty, wybór chleba itd).
    Miło, iż ktoś pomyślał nawet o torebkach foliowych, aby można było zabrać z sobą bułkę na drugie śniadanie.
    Do wad zaliczę: kiepski telewizor w pokoju i ubogi wybór programów TV, ale nie to jest przecież najważniejsze w sanatorium. Największą wadą pobytu pozostaje ograniczony dostęp do internetu (tylko w pobliżu recepcji).
    Co do czystości w pokojach nie mam specjalnych zastrzeżeń- sprzątanie odbywało się 3 razy w tyg. a śmieci z kosza usuwano codziennie. Dostępny był też odkurzacz (na korytarzu).
    Zaletą Dąbek jest możliwość spacerowania: albo plażą, albo równoległą „promenadą” albo lasem w kierunku Dąbkowic (małe sprostowanie- do kanału Szczuczy idzie się ok. 45 min. a nie 30 min.)
    To tyle, tak na gorąco.
    • Oby tylko takie wady były jak telewizor i internet w sanatoriach , to naprawdę sukces. Telewizor w domu i internet również.Tutaj spacery mad morzem otwartym aż do upadłego bo tego w domciu nie będziesz miał.
  12. Bardzo dobrze, że ludzie mogą się wypowiadać na różne tematy. Daje to możliwość przeglądu opinii i wyboru tej, trafnej dla siebie.
    Mam przyznane sanatorium kawał świata od domu i chce nie tylko się leczyć, ale być z ludźmi, poznawać ich kulturę, cieszyć się z tego jedynego na mój wiek okresu czasu. Szukałem miejscowości dla ludzi optymistycznych – nie jakiś zapyziałych, sfrustrowanych i wylegujących się w łóżkach. Mimo swoich dolegliwości nie zamierzam jeszcze umierać, a tym samym pokutować w zapadłej dziurze bo…” trzeba brać co dają!” Każdy ma prawo do sanatorium! Każdy płaci tymi samymi pieniędzmi lecz u nas w Polsce się utarło, że lepsi są znajomi, pociotki, pokolesie itp. A jak ktoś się upomni, to czapa – wszyscy na jednego! Tylko mnie nie ruszaj!!!! Mnie wolno kogoś … bodaj błotem!! Dziękuję autorowi długiego i poglądowego opisu miejscowości. Szukałem zdjęć z tej dziury ale teraz wiem dlaczego nie ma dobrej reklamy – bo nie ma co reklamować!
    Co mnie tam jakieś stare małżeństwo, które przyjechało się wyspać na łożu! Może im już niedaleko na tym świecie a tam w spokoju mogą dobrze zjeść, wyspać się i modlić! Wszystko dla ludzi! Również kościół i kultura! Nie można jednak powiedzieć, ze to mała dziura i nie można wymagać cudów!! Porządek, czystość, ład, estetyka, wygoda- to są cuda???? Biedni Polscy Europejczycy! A może komformiści!!! To siedźcie tam w dziurze Dąbki i napiszcie chociaż prawdę!!!!!!!
  13. Ja nie bardzo bylam zaznychdowolona w san. Argentyt,jeden klucz do pokoju 3 osobowehgo jest b. uciążliwe. Nie byłam również zadowolona z wiecz tanecznych,które rozpoczynały się dopiero o godz 20 . Byłam niewyspana nawet jak nie bylam na zabawie to przeszkadzały mi głośne powroty innych balowiczów po 23 i za dużo alkoholu w kawiarni
    • Widocznie po to co niektórzy jeżdżą na rehabilitację ,szczególnie tzw ” leńciści ” których ZUS kieruje ponownie do pracy.Za darmochę dostają wczasy w sanatoriach i do pracy.
  14. A ja dopiero się tam wybieram, mam turnus od 22.04.2014 i marzę by była pogoda bo wręcz kocham słoneczko i Nasze Polskie Morze.
    Przeraża mnie moze czas oczekiwabia na klucz no i to że jeden klucz do pokoju trzyosobowego pokoju ???
    Szkoda ze nie ma basenu no ale wiem że są karnety i można zakupic po `12 zł/h wsąsiednich sanatoriach prawdopodobnie 15 minut drogi
    Jak będzie to napisze zapewne popoworcie a może w czasie pobytu
    Chciałabym trafic na fajną wspóllokatorke z humorkiem – lubiąca spacerki jazdy rowerowe
    • Zgadza się co do basenu, jest w Hotel Delfin Spa & Wellness, faktycznie 10-15 minut spacerkiem. Z kartą zabiegów z Argentytu było taniej. Jak jest dzisiaj nie wiem. Życzę Ci miłego pobytu i koniecznie pójdź nad kanał i znajdź to magiczne miejsce na plaży, gdzie morze kanałem łączy się z jeziorem.
  15. Byłam w Argentycie w terminie od 10 marca do 1 kwietnia 2014r.
    To co działo sie w dniu przyjęcia przechodzi ludzkie pojecie.Czekanie za kluczem do godz.14 tej a potem bieganina do pokoju,na obiad, do lekarza,po karte zabiegowa itp.W tym samym dniu do godz 12 tej opuszczaja pokoje poprzedni kuracjusze.Panie w recepcji niezbyt uprzejme za wyjątkiem sympatycznego pana.Kuracjusz który chciał wyjechac wcześniej musiał zapłacić 50 zł.Jednak nie wszyscy płacili bo nie ma takiej podstawy więc trzeba sie kłócić i nie zapłacić.Baza zabiegowa dość dobra,obsługa też.Natomiast mieszkanie i posiłki razem z dziećmi to koszmar.Hałas,bieganie po korytarzach.Lubie dzieci ,ale tam to był horror,a przecież potrzeba nam spokoju i wypoczynku po zabiegach.Zaznaczam ze miałam komfort ponieważ mieszkałam w Adrianie i nie słyszałam bieganiny dzieci i krzyków. Miejscowość mała i spokojna,atrakcji niewiele. Blisko do jeziora i do morza. Zejścia nieciekawe…schody zasypane piaskiem.Mało ławek,a te które są wymagają odnowy.Lekarz N. mało sympatyczny,mruk, który wcale się nie odzywa…tak jakby tam był za kare.Pogoda zrekompensowała mój pobyt w Dąbkach.Wolę jednak Kołobrzeg lub Świnoujście.Dodam jeszcze tylko że jedzenie smaczne i pod dostatkiem.
  16. A ja wybieram się do Argentytu 22.04.2014. Liczę że będzie to fajny pobyt – mam nadzieję, że pogoda dopisze do nastawiam się na spacery w ilości maxi z aparatem w ręku ;) Z tego co czytałam jesteście zadowoleni z oferowanych zabiegów i obsługi to fajnie, mam nadzieję że i ja będę zadowolona… Co do lekarza to jeśli to faktycznie taki nieprzychylny człowiek to już się cieszę,że spotkam go może ze dwa razy podczas pobytu :) Ale recepcja i niemiła obsługa tegoż miejsca to będzie wyzwanie… No cóż reszty nie znam i nie będę się wypowiadać – wiem jedno – trzeba jechać z pozytywnym nastawieniem, zawsze będzie coś lub ktoś kto delikatnie to ujmując nie będzie nam pasował. Jesteśmy tylko ludźmi, uśmiechajmy się do każdego a będzie OK – bo najważniejsze żeby żyć w zgodzie ze sobą a resztę jakoś przetrawimy. Życzę sobie i wszystkim kolejnym kuracjuszom udanego pobytu i dużo słoneczka ( na twarzy też ;)) !!!
  17. Byliśmy z mężem i dzieckiem na przełomie lipca i sierpnia 2014r. Turnus wykupiliśmy komercyjnie. Nie zauważyłam różnicy pomiędzy wczasowiczami z NFZ a komercyjnymi. To samo żywienie, taka sama obsługa. Generalnie jesteśmy zadowoleni. Ośrodek położony we wspaniałym miejscu. Z jednej strony bardzo blisko morze, z drugiej bardzo blisko jezioro. Panie rehabilitantki bardzo miłe, kelnerki zawsze uśmiechnięte, panie sprzątające uprzejme, uśmiechnięte (pomimo nawału pracy szczególnie przy zmianie turnusu). Jedynie osoby pracujące na recepcji (serce obiektu) niestety nie zawsze uprzejme i wydawałoby się, że czasami są tam za karę. Posiłki dobre, kuchnia domowa, dla nas w zupełności wystarczające. Nie musieliśmy dojadać absolutnie pomimo faktu, że kolacja była dla nas o 17,00. Zabiegi, które mieliśmy w pakiecie doskonałe, zresztą na pierwszej wizycie u lekarza można było zasugerować co się potrzebuje, nie było z tym problemu. Pokoje schludne, sam ośrodek fajny. Można wypocząć. Oczywiście musi być jakieś ale… Nam brakowało w pokoju chociażby małej chłodziarki, żeby w upalne dni schłodzić napoje czy jaogurty dla dziecka lub owoce. Następnym mankamentem było brak czajnika bezprzewodowego w pokoju (jest ogólnodostępny na każdym piętrze) oraz brak możliwości korzystania z sieci Wi-Fi w pokoju (jest w okolicach recepcji). Ogólnie jesteśmy zadowoleni, pogoda dopisała mocno, jest to fantastyczna miejscowość do spacerów z dala od zgiełku, czysto, schludnie. W przyszłym roku jeżeli będziemy mieli okazję to też się wybierzemy właśnie tu do Argentytu.
    Oczywiście są różne opinie o pobycie w tym ośrodku, ale jeżeli ktoś narzeka to zastanawiam się jak funkcjonuje na co dzień w domu.
  18. byłam w Dąbkach w sanatorium od 26.08- 16.09.2014.Z pobytu jestem bardzo zadowolona,pogoda dopisała wiec spacery po plaży były i to dosc długie,zabiegi też nie powiem nie były złe,ale za mało bo po trzy dziennie,najwspanialsze były masaże wykonywane przez p.Ulę wspaniała kobieta i masażystka:).Posilki byly SUPER smaczne doprawione i przyprawione jak w domu,były syte. tak jak sniadania i kolacje pochwały dla Pań kucharek spisaly sie wspaniale.,a co do lekarza ktory nas powitał to według mnie za bardzo służbista bardzo niedostepny ale co tam najważniejsze to to że mielismy WSPANIAŁA grupe ludzi w ADRIANIE na czele z ALINĄ żal bylo wyjeżdzac:( acha w pokojach był telewizor stary jak świat kilka programów moze ze szesc w tym trzy po niemiecku,panie sprzątające nie wysilały sie za bardzo odkurzały tylko środek pokoju pod tapczanami juz nie ? balkonu też nie miałąm miotełke to sama zmiotłam piasek :( czajnik na korytarzu jeden na nie pamietam ile pokoi na piętrze wiec co rano było z kawa:) ale otoczenie super morze bliziutko bardzo bliziutko tylko kawałeczek przez pachnący las i iii morze:))) no i grzybki a było ich DUZO:)
  19. Bylam w argentycie ,obawialam sie po przeczytanych opisach ze bedę niezadowolona , w porownaniu np, z kolobrzegiem . I okazalo sie ze bylam zadowolona. Inność : czyli spokoj pazdziernikowy, powietrze krystaliczne , slonce i cieplo jeszcze , spacery dlugie lub jazda na rowerach , nic nie trzeba wiecej naprawde — to bardzo wazne dla zdrowia , nie wszędzie nad naszym morzem jest taki doborowy klimat . Budynki tez nie byly najgorsze – pokoje sredni standart, i pierwsza uwaga { jak sobie posprzątasz to bedziesz miec czysto]- niestety sprzataczki bardzo olewaja porządki – moze to podyktowane jest duzym metrazem [ to az 3 budynki ] – w kazdym razie brudne pokoje , muchy, komary na scianach pozabijane i nawet w trakcie wymiany turnusu panie nie potrafily takich obrazkow przemyc scierką ze sciany,, o jakis plyn do wc trzeba sie bylo upominac , na ich stojakach widnial tylko chyba na wystawie — kto kupil sobie sam domestos to mial swierzo ..papier szary , firanki juz bardzo szare , brudne , zaslony tez .. parapet brudny , pod luzkami syf ,, taka prawda , jak sprzataly dobrze bylo byc w pokoju to chociaz przetarly na mokro , a jak nie bylo nikogo – tylko odkurzyly po łebkach… Panie z recepcji nie byly takie niemile jak tu pisali co poniekturzy…….. do ludzi trzeba po ludzku – jesli ktos z buzią to one jakos sie musza bronić . Kucharki a raczej kelnerki – bo takie lataly miedzy stolikami ,, wesole , nadganiają rozmową i usmiechem , muszą sie nalatać na tyle osób . Widzialam duzo nieprawosci w pożywieniu i wadze posilkow – w porownaiu z jadlospisem- ziemniaki jedna galka , stanowczo za malo .falki prawie sama woda ,zupy na jedno kopyto , same krupnikowe . Tak ze sniadania i kolacje nadganiane byly chlebem bulkami i pomidorami a obiady zupą, porcje mięsne bardzo nierowne – nie moga odbiegac . Pracowalam wiele lat w zywieniu to w oku mam wage .. Cytryna w duzej ilosci , dzem i platki mleczne rowniez , za to nalezy sie pochwala .. Duzo szcunku dla pań ktore wykonuja zabiegi – ten dzial pracownikow pracuje super , staraja sie , ganiają , a mimo to maja jeszce czas na indywidualne podejcie do pacjeta .. Jesli miala bym jechac tam , to napewno nie zimą , teraz chetnie pojechala bym latem , slonce jest najlepsze na wszystko .. ciepla jesien tez jest tam uspakajająca i leczniczo dziala , nie bać sie dabek – odmienic sobie od duzych miast sanatoryjnych jak kolobrzeg , ciechocinek itd – w dabkach jest inczej ,tam sie jest z naturą …
    • Pamiętam czasy gdzie panie sprzątajace były na etatch danego sanatorium, kierownik interesował się wszystkim, nawet potrafił do śmietnika zaglądnąć czy jest tam czysto .Dzisiaj sprzątanie po przetargu,zatrudniają miejscowe bezrobotne kobiety,płacą grosze ,może , i bez umów, to i takie efekty, odwalanie roboty jak niewolnica na plantacji,nadzorcy nie ma to i „siedzim”
  20. Witam Serdecznie. Otrzymałam od NFZ skierowanie do tego właśnie ośrodka jako opiekun z 5-cio latka w terminie od 31.03. do 21.04.2015. Po przeczytaniu tych wszystkich opinii jestem pełna obaw..to nasz pierwszy tego typu pobyt w sanatorium. Czy mógł by ktoś nam doradzić jak się przygotować do takiego wyjazdu – co zabrać ze sobą a co może być zbędne..
    A może ktoś w tym terminie też tam się wybiera…
    • Witam równie serdecznie. Otóż ja również zostałem zaszczycony przez NFZ skierowaniem do Argentyt-u i też jadę jako opiekun mojego pięciolatka w tym samym terminie, co Pani MagdaM. Chociaż jestem nastawiony bardzo optymistycznie. Komentarze są tak różne, że muszę doświadczyć, aby je potwierdzić bądź zanegować. Niestety nie mam doświadczenia w wyjazdach sanatoryjnych, ale chyba będę się przygotowywał tak jak do każdego dłuższego wypadu z dzieckiem. Na pewno zabiorę ze sobą nebulizator, leki, jakie przyjmuje na stałe, kilkanaście zmian odzieży, żeby nie bawić się w praczkę bez potrzeby, masę zabawek (w przypadku mojego dziecka duże pudło samochodów i kolorowanek) no i dobry humor. W końcu jedziemy wypocząć; tak na marginesie nie wiem komu bardziej przyda się wypoczynek ….
      Pozdrawiam i do zobaczenia w Dąbkach ;)
    • Dzwoniłam przed chwilą do tego ośrodka i pytałam o okres świąteczny, miły i cierpliwy Pan odpowiedział mi, że zabiegi odbywają się od poniedziałku do soboty włącznie i że w Poniedziałek Wielkanocny powinny się odbyć.
      Dowiedziałam się również, że będziemy ulokowani w budynku z łącznikiem do głównego – bez balkonu i bez windy, w pokojach jest wykładzina. Opłata klimatyczna wynosi 3,50 zł/os/dzień, pobierana jest kaucja(zwrotna) za ręczniki – 20zl za duży i 10 zl za mały, TV kosztuje 1 zl/dobę, płatny jest również parking przy ośrodku ale nie pytałam ile. Początek rezerwowania (przydzielania) pokoi w dzień przyjazdu od godz. 14:00, po zakwaterowaniu badania lekarskie i przydział zabiegów (do 21:00) – start od następnego dnia. Zapomniałam zapytać co z obiadem w dniu przyjazdu i kolacją… pewnie się nie należy…
  21. Byłam w Dąbkach w Argentyt w czerw./lipiec 2015r.
    Chciałam się dołączyć do dyskusji dotyczącej posiłków w dniu
    przyjazdu. Ja byłam jako kuracjusz i nam posiłek w dniu przyjazdu
    przysługiwał od obiadu i dalej kolacja.(mimo że zostaliśmy przyjęci dopiero o godz. 14.oo). Jeśli mogę to trochę podpowiem co zaobserwowałam jeśli chodzi o małych kuracjuszy a więc bardzo często są organizowane przez panią kaowczynią baliki dla maluchów dlatego należy zabrać stroje do przebrania maluchów bo Dąbki to mała miejscowość-wieś i większość sklepów jest przed sezonem zamknięta i trzeba na większe zakupy pojechać do Darłowa ( 10 km.).
    pozdrawiam, życze miłego wypoczynku
    Irenae.
    • Dziekuje Pani Irenie za rade..to dobry pomysl..z tymi rekwizytami do przebrania..moj synek uwielbia tańce przebierańce.. jesli ma Pani jeszcze jakies rady to bardzo prosze o odpowiedz co warto zabrac – to nasz pierwszy wyjazd do sanatorium..
      Pozdrawiam. MagdaM
  22. Witam. Jadę tam z 5-latką w terminie 21 kwietnia – 12 maj. Czy telewizory które są tam udostępniane mają jakieś kanały dziecięce? Czy jest jakaś awaryjna opcja stołowania się „na mieście”? Moja córcia mało co je… Boję się że będzie cały czas glodna
  23. Pani Magdo, jeśli Pani jedzie samochodem radziłabym zabrać czajnik (są na korytarzu).
    Pani Moniko, jeśli chodzi o jedzenie to jest dość smaczne (surówki, naleźniki, mięso drób, risotto, codziennie zupy, na śniadanie serek, dżem, wędlina, serdelki, zupy mleczne, do picia herbata , mleko, kakao pieczywo-kilka rodzai, bułki ) mi osobiście bardzo smakowało. Nie wiem jak w tym okresie wygląda gastronomia, bo ja byłam czer./lipiec to wszystko było otwarte. Ale myślę że piekarnie i spożywcze będą czynne, jest tam również market POLO. Może jakieś ulubione serki może Pani zabrać, lodówki też są. Natomiast jeśli chodzi o programy z bajkami to nie umiem odpowiedzieć bo nie zwróciłam uwagi.
    pozdrawiam i życzę miłego i udanego wypoczynku.
    Irenae.
  24. Witam wszystkich kuracjuszy. Jadę na wypoczynek po raz pierwszy z moim 3 letnim synkiem na turnus 11 lipiec – 25 lipiec w Dabkach. Nie byłam tam jeszcze a opinie sa różne. Troche sie martwie czy dobrze wybrałam. Zaznacze że synek ma wade serca i jest po trzech operacjach. Do końca nie są wazne zabiegi bo takiemu małemu to wiele nie zlęcą. Interesuje mnie raczej jak jest zorganizowany czas dla takich dzieci czy jest sala zabaw , ćwiczenia idywidualne- sala gimnastyczna, czy jest pielegniarka lub lekarz w osrodku lub chociaż na telefon w razie choroby, jak to jest z tym tv i lodówką w pokojach 2 osobowych. Zastanawiam sie taz nad osrodkiem w Ustroniu Morskim Cechszyn. Prosze o pomoc .Pozdrawiam
  25. @MONIK
    Jadę w tym samym terminie do z dwójką chłopców 3 i 6 lat. To nasze pierwsze sanatorium. Może jakieś dobre rady rodziców z dziećmi ? ;)
    • Byłam tam niedawno jako opiekun z dzieckiem. Ośrodek fajny, warunki ok, obsługa stołówki i osoby do zabiegów bez zarzutu, wręcz same achy i ochy. Jedzenie na obiad smaczne, niestety porcje bardzo małe. Można się dopchać zupą, bo ta wydawała się być nielimitowana. Śniadania i kolacje mikroskopijne, niedostosowane do dzieci, tylko po jednym – dwóch plasterkach szynki a właściwie mielonki, ser żółty był tylko 3 razy. Dodatkowo cały czas tylko pomidor jako dodatek do śniadań i kolacji. Niestety nie ma nigdzie lodówek i nie przewidują ich mieć. Na każdym piętrze jest jeden czajnik do korzystania przez wszystkich, jak ktoś nie chce czekać – warto wziąć swój. W pokojach gniazdka (budynek Sylwia) pochowane za biurkiem, warto wziąć przedłużacz bo nie można się normalnie dostać do źródła prądu. Żelazko do wypożyczenia w recepcji, tam również ustala się termin wykorzystania pralki i suszarki za odpłatą (dosyć duże oblężenie). TV w każdym pokoju za odpłatą 22 zł za cały turnus. Lekarz jest dostępny prawie codziennie ale trzeba się rano telefonicznie zarejestrować w pokoju pielęgniarek. Podobno w weekend lekarz był tylko na bardzo pilne wezwanie.
  26. Byłam w sanatorium Argentyt na przełomie kwietnia i maja 2015 r. i niestety nie polecam!wykupiłąm pobyt 2-tygodniowy z dzieckiem, pakiet nazywał się „klimatyczna szczepionka”, miał wspomóc odporność mojego syna…niestety na miejscu okazało się, ze w ośrodku panuje „jelitówka” – nikt z personelu oczywiście oficjalnie nas o tym nie poinformował, dowiedziałam się dopiero po prawie tygodniu, gdy mężczyzna w masce gazowej dezynfekował pokoje znajdujące się w pobliżu mojego! mój syn następnego dnia też zaczął wymiotować, lekarz kazał nam przez 2 dni nie opuszczać pokoju twierdząc, że to na pewno cyt. „ten wirus, którego tu mamy” (kilkoro dzieci zostało odwiezionych do szpitala). Niestety drugiego dnia wymioty nie ustępowały i podjęłam decyzję o powrocie – by nie tracić urlopu na siedzenie z maluchem w pokoju (tym bardziej, że z zabiegów nie mógł korzystać). Pani w recepcji poinformowała, że mamy złożyć podanie o zwrot kosztów, jednak upłynęły prawie 3 tygodnie i brak odpowiedzi! nie dość, że narazili dzieciaki (nie tylko mój syn chorował, chorowały inne dzieci oraz osoby dorosłe)na takie dolegliwości – nie informowali nas w ogóle o istniejącym zagrożeniu, nie odizolowali chorych osób w oddzielnym budynku, to jeszcze teraz człowiek nie może się doprosić zwrotu pieniędzy! NIE POLECAM!UWAŻAJCIE NA TEN OŚRODEK, BO ZAMIAST POPRAWIĆ SWÓJ STAN ZDROWIA MOZECIE Z NIEGO WRÓCIĆ CHORZY!
  27. Mam skierowanie na pobyt w tym ośrodku od 16 września do 7października 2015,może ktoś jedzie z okolicy Siedlec.
  28. Sanatorium Argentyt jest mało atrakcyjny dla dzieci pod względem wyposażenia ośrodka, zabawek, sali zabaw i tego typu rzeczy. W niepogode myślę że dzieci nudził by się bardzo. My miałyśmy pogodę i to nas uratowało. Pokoje duże dobrze wyposażone, kiepsko sprzątane choć często. Obsługa wiecznie niezadowolona. Ośrodek blisko morza i plaży co jest dużym plusem. Najgorszą rzeczą było wyżywienie,zero wyboru,ciągle to samo, bez możliwości dokładki jeśli było coś dobrego, wydzielone porcję. Mężczyźni ciągle głodni. Wszelkie próby zmiany menu lub skargi nie przynosiły efektu. Przez 3 tyg nie podano dzieciom soku, tylko herbata czarna. Wędlina z tych najtańszych. Kolejny raz tam bym nie pojechała.
  29. Witam. Jade po raz pierwszy z 5 letnim synkiem do sanatorium Argentyt w Dąbkach. Termin 27.10 – 17.11. Bede jechac z okolic Wroclawia… Czy jedzie ktos w tym terminie? Zastanawiam sie nad transportem… Pociag, autobus a moze ktos autem jedzie i ma miejsce? Miloby bylo zgadac sie i razem spedzic te 3 tyg…
    • Witam Pani Kasiu, jestem z Grodziska Wlkp. i jadę z dwójką dzieci w tym samym terminie miło by było ale niestety nie mamy miejsca, mam nadzieję jednak że spędzimy razem tam miło czas z naszymi pociechami mimo jesiennej aury. pozdrawiam i proszę o kontakt jak będzie Pani chciała na maila
  30. Witam.ja tez jadę z moim synem w tym terminie ,tylko że z Jaworzna…ale prawdopodobnie pociągiem,a później autobusem…
    • Tez mysle ze pojade pociagiem. Nawet tanio wychodzi jesli kupie miesiac wczesniej bo 75zl za nasza dwojke… Autem jednak dosc drogo by to wyszlo, zycza sobie po 80-90zl od miejsca! A tak z Wrocławia do Koszalina 7godz jazdy a potem na busa, bo takowe jezdza do Dąbek… Elu, mam nadzieje na miły pobyt. I kto wie, moze sie spotkamy na miejscu?… Pozdrawiam i do zobaczenia:)
  31. Witam, ja jadę z dwójką dzieci w tym samym terminie raczej samochodem może się spotkamy i spędzimy miło czas mimo jesiennej aury. Pozdrawiam
  32. Ja jestem obecnie w Argentycie, panuje tu mega wirus! Prawie wszyscy kuracjusze mają biegunkę i wymioty! Opieka medyczna kiepska, brak informacji. Dyrekcja wystosowala pisemne, że niby „lekkie dolegliwości jelitowe bez gorączki ” a to kłamstwo! Jest zakaz wychodzenia z pokoi, posiłki dla wszystkich lekkostrawne obsługa do pokoju przynosi, szkoda tylko, że śniadanie po wielu prosbach dostałam o 11:10. Wszystkie zabiegi na 3 dni odwołane, nieważne czy zdrowy czy chory. Pani pokojowa dzisiaj pierwszy raz sprzątala dokładnie bo kontrola z sanepidu była.Ręce opadają! Ogólnie sanatorium jest fajnie położone, ale jest brudno w pokojach i Panie pielęgniarki trzeba kilkakrotnie prosić o jedną rzecz.
    • jadę od 27. 10. 2015 proszę napisać jaka jest obecnie sytuacja z wirusem, jestem przerażona co jest z tym ośrodkiem wszyscy piszą same negatywne opinie, mam sie pakować z dwójka dzieci w jakieś bagno?
  33. Jadę do Dąbek z 5-letnim synkiem jako opiekun z okolic Wrocławia od 17.11.2015 – 08.12.2015 Ktoś może się wybiera ? Mam zamiar jechać autem ale samej z dzieckiem tyle kilometrów to i daleko i trochę drogo.
  34. Witam, moja mam wybiera się z moją córką do Argentytu na turnus od 17.11.2015 z okolic Katowic. Poszukujemy osoby chętnej do zabrania nas swoim samochodem. Wspólnie będzie taniej!
  35. Jadę do sanatorium Argentyt w Dąbkach na Swieta Bozego Narodzenia prywatnie ciekawa jak tam bedzie data od 23 grudnia do 30 grudnia
  36. Przyjechałam do Argentytu w Dąbkach 27lutego2016 roku ze skierowaniem z F.Z Olsztyn. Pomimo próśb nie bylo mowy o 1 lub 2 osobowym pokoju. Dostałam pokój w drugim budynku oddalonym od głównego 50m, bo w budynku głównym przebywają dzieci z rodzinami.
    Pokój szumnie nazwany apartamentem, to 1 pomieszczenie z dwoma wąskimi tapczanikami a drugi z telewizorem to stara , brudna rozwalająca się kanapa. Wykładziny brudne, śmierdzące w ŁAZIENCE brak podstawowych środków higieny. Papier toaletowy najgorszy, lepszy był w pociągu. Do tego pokoju dostałam dwie panie / pokój przystosowany na dwie osoby/ i każda nas zapłaciła za telewizor 61 zł.ZABIEGI to solanka gdzie prim wodził chlor/5 otyłych osób w wannie mocno chlorowanej wodzie, 1 mały prysznic, zabieg 12m.2 zabieg- prądy-10m i 3 zabieg-magnetorik-10m i to wszystko. Pojechałam na 21 dni a dostałam 32m zabiegów dziennie. Brak podstawowej bazy zabiegowej, brak dla emerytów basenu w którym ćwiczenia dają dla nas bardzo dużo. Pokoje brudne i śmierdzące. OKNA NIE PAMIĘTAJĄ KIEDY BYŁY MYTE.Kto pozwala na wysyłanie ludzi do takie nie przystosowanego ośrodka. Dlaczego fundusz zdrowia płaci za brak fachowej opieki ze strony lekarzy/ leczenie ketonalem/.To nie jest ośrodek na21 dniowy turnus dla starych ludzi. Każdy z nas mieszkający w Adrianie wyjechał chory bez żadnej poprawy zdrowia. To jest smutne, że dla pieniędzy, ludzie zapominają, że starszy człowiek, który długo czeka na sanatorium,dostaje tylko namiastkę czegoś co nie powinno nazywać się sanatorium.Panie w recepcji bardzo nieprzyjemne, brak dostępu do pralki/1 na 500 ludzi/, ręczniki za kaucją 30 lub 40 zł.Czekamy na odzew i prosimy nie wysyłajcie ludzi bez sprawdzenia czy dane sanatorium spełnia wszelkie wymogi, to jest sprawa dla prokuratora, bo chodzi o duże pieniądze. Zawiedzione kuracjuszki /50 osób/
  37. Czy ktoś może jedzie do Argentytu 30.07.2016r Przez Gorzów wlkp.jadę z mężem i chętnie się zabierzemy oczywiście za dopłatą stosowną. Czesława
  38. Czytam różne komentarze o sanatorium w Dąbkach,ale nikt nie pisze o sanatorium Dukat dla doroslych,a to mnie bardzo interesuje.
    Jesli ktoś był w Dukacie lub jedzie do tego sanatorium od 05.09 2016
    Proszę o kontakt na maila m.greczynka@gmail.com lub na telefon 505082110
  39. Jadę do Argentytu w październiku 2016 r. Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie fajnie. Proszę o informację, czy są pokoje 1-osobowe oraz ile kosztuje parking ? pozdrawiam
  40. Witajcie.
    Jadę jako opiekun w połowie listopada z dwójka mały chlopcow.
    Prosze o informacje od osób które juz tam były co istotnego powinnam wiedzieć. O jakie zabiegi prosić syn jest przewlekłe chory choroba autoimmunologiczna czyli zależy mi na poprawieniu jego odporności.
    Na co sie uczulić i co warto zabrać dla 3 lateka i pol roczniaka.
    Czy na śniadania można zabierać np swoją wendline lepszej jakości czy domowy dżem?
    Bardzo prosze o informacje
    D.
  41. W Dąbkach akurat nie byłam, ale miło wspominam czas spędzony w sanatorium na Podlasiu. Byłam w Sanatorium „Pałac na wodzie” Falkowski w Augustowie i wbrew opiniom, które czytałam na forum byłam miło zaskoczona. Pokój dostałam z widokiem na rzekę, w pokoju czysto, umeblowanie standardowe. Bardzo dobrze wspominam zabiegi masażu, okłady borowinowe – z rehabilitantami i masażystami można było porozmawiać na luźne tematy. Posiłki smaczne, chociaż chciałoby się czegoś smażonego, jakiegoś steka, ale dieta nie pozwala:( Właściciele wieczorami organizowali fajne dancingi i wycieczki po Suwalszczyźnie. Wyjechałam z sanatorium zadowolona i z poczuciem satysfakcji.