niedziela, 21 stycznia 2018

Spotkanie po latach (50).


Jakiś czas temu  w  blogu, O kolegach zastanawiałem się nad tym, czy mam kolegów, czy nie. Do ostatecznej konkluzji nie dotarłem, ale coś w tej sprawie się zadziałało.
Otóż w ubiegłym roku, wspomniany w cytowanym wyżej wpisie Jurek spotkawszy mnie na ulicy zapytał, czy pamiętam, że 50 lat temu skończyliśmy podstawówkę.
Rzecz jasna, że nie pamiętałem i byłem niezwykle zdziwiony, że to było tak dawno, ale dalsza rozmowa udowodniła, że to fakt. Jurek zapytał, czy nie było by sensownie zorganizować spotkanie absolwentów.
Początkowo byłem do tego pomysłu nastawiony sceptycznie, ale po namyśle i argumentach żony doszedłem do wniosku, że właściwie nic nie stoi na przeszkodzie.
Zacząłem od odwiedzin w starej szkole, która obecnie  jest gimnazjum. Wiedziałem bowiem, że arkusze ocen i listy uczniów są przechowywane przez 50 lat, więc byłem pewien, że jeszcze ich nie utylizowano. Tam miła pani sekretarz szkoły kazała zgłosić się za kilka dni, ale po dwóch dniach już dzwoniła, że mam przyjść. Trochę mnie zdziwiło tempo działań, ale jak się okazało, nie było to bezzasadne, otóż okazało się, że  do mojej klasy chodziła jej siostra i dwie kuzynki. No to byłem już do przodu w poszukiwaniach, jako, że ustaliliśmy na wstępnie, kto już nie żyje, kogo można i gdzie namierzyć.
Radość była jednak przedwczesna, bo do klasy 7a w roku szkolnym 60/61 chodziło nas 47uczennic i uczniów.
Nie zrażony jednak zaprosiłem wspomnianego Jurka, który zabrał Wieśka , ten zaś Bogusię, z którą miał kontakt i tak zwołany komitet organizacyjny spotkał się w kawiarni.
Podjęliśmy więc postanowienie o działaniu, ustaliliśmy kogo, kto zna i może dalej szukać. Skarbnicą wiedzy i znajomości okazał się wspomniany wyżej Jurek, który a to znał brata, a to siostrę, a to kuzyna czy ciocię i tak znaleźliśmy wielu naszych kolegów i koleżanek, tyle, że on dawał namiar telefoniczny na mnie, a ja już dalej działałem. Dowiedzieliśmy się też, że ten i ów mieszka w Legnicy, Bydgoszczy, Kościanie itp., więc po nitce do kłębka szukałem w Internecie i znajdowałem. Bywało, że dzwonię na przykład do jakiejś firmy i poroszę o kontakt, ale tam mi mówią, ze telefonu nie mogą podać więc proszę aby podano mój i tak też się to odbywał.
Znajdowałem nawet zdjęcia w Internecie i adresy mailowe. Dość, że namierzyliśmy, odszukaliśmy 23 osoby, 12 okazało się, że już przeniosło się do lepszego świata, a jedna koleżanka zdążyła umrzeć tuż przed spotkaniem klasowym.
Po ustaleniu terminu spotkania obdzwoniłem wszystkich z którymi kontakt miałem i zaproponowałem termin. Ponieważ zorientowałem się, że nie każdy jest zasobny w gotówkę i możliwość wydania pieniędzy na spotkanie może ludzi zniechęcić, wpadłem na pomysł, że każdy płaci za to co zamówi i to ludziom się spodobało.
Tak więc pewnego majowego  popołudnia spotkaliśmy się przed naszą starą budą, pani sekretarz zaprosiła nas do jednaj z naszych byłych sal lekcyjnych, gdzie wyłożono stare kroniki szkolne, dzienniki lekcyjne, arkusze ocen.
Tu nasuwa mi się pewna refleksja: my przeżywamy niewiarygodny rozwój techniki, bo kiedy zaczynaliśmy naukę, to były ławki, kałamarze, obsadki z piórkami – i tym się pisało. Ja się śmieję, że jesteśmy prekursorami Darta, bo rzuty piórkiem ze stalówką do tarczy, to myśmy to ćwiczyli już 50 lat temu. Podłogi w szkole były oliwione, to było zupełnie coś innego – nie było telewizorów, radio gdzieniegdzie było, o telefonach tylko się słyszało; o Internecie i komputerze to nikt nawet nie marzył. Także, to były zupełnie inne czasy. Spotkanie nasze miało więc inny wymiar w porównaniem z czasem, kiedy szliśmy pierwszy raz do szkoły.
 Powspominaliśmy z rozrzewnieniem stare czasy, niektórzy zjechali po poręczy, a czemu nie i udaliśmy się do restauracji, gdzie zarezerwowano dla nas salę na spotkanie.
Po zajęciu miejsc, sprawdziliśmy oficjalnie obecność, było nas 17, 13 nie żyło, kilkoro stwierdziło, że ich to nie interesuje, kilkoro nie udało się znaleźć. Chwilą ciszy uczciliśmy pamięć tych, którzy już odeszli  i powróciliśmy do wspomnień, tym bardziej, że jeden z kolegów przygotował quiz wspominkowy, który miałem przyjemność poprowadzić. Śmiechu było co nie miara, bo było na przykład pytanie, kto i z kim umówił się na bójkę do pierwszej krwi, albo kto najczęściej przynosił kwiaty nauczycielom, który z nauczycieli nazywany trupkiem, kto mieszkał w pewnym domu, który już nie istnieje, kto z klasy był ministrantem, które z koleżanek miały warkocze itp.
Siedzieliśmy dość długo, co jedliśmy i piliśmy niech pozostanie naszą tajemnicą.
Przygotowanie spotkania, poszukiwania ludzi, nawiązywanie kontaktów zajęło nam rok czasu, samo spotkanie było niezwykle miłe i sympatyczne. Umówiliśmy się na kolejne po roku u koleżanki w ogrodzie na grilu, co z tego wyjdzie , czas pokaże. Tak czy inaczej, warto było.
Nie rozwiązuje to jednak mojego dylematu, mam kolegów, czy nie.

Komentarze

  1. Autorze – gratuluję milego spotkania, zazdroszczę
    ja na spotkaniu części swojej klasy 7. byłam, nie zachwycilam się, koleżanka która mi zatruła w szkole 3 lata nadal chciała to robić, najlepszy uczeń (teraz profesor) jest sfrustrowany, a potem się okazało, że jeden z obecnych kolegów był TW (może jawnym – nie wiem) – doszłam więc do wniosku, że nigdy więcej, pozdrawiam A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz