niedziela, 21 stycznia 2018

O kolegach.


Kilka dni temu żona zarzuciła mi,że sprzecznie wypowiadam się co do tego, czy miałem kolegów, czy nie.
Sprawa wydała mi się na tyle intrygująca, że postanowiłem się nad nią zastanowić.
Tak więc zacznę od przedszkola,tam kolegów nie miałem, bo byłem tam tylko chwilkę i nim mamusia, która mnie zaprowadziła, do domu wróciła, ja już w domu byłem.
Nie zdążyłem wiec nikogo poznać.
W szkole podstawowej i owszem miałem kilku.
Był Rychu i Heniol, którzy mieszkali w tej samej klatce schodowej, był Marych na sąsiedniej ulicy, był Marian na tej samej ulicy, byłAndrzej na pobliskiej ulicy, był Jurek, który mieszkał nieco dalej.
Kolegowałem się z nimi wszystkimi bliżej i dalej, bywaliśmy u siebie w domach, ale najbardziej z Rychem, który mieszkał naprzeciw mnie.
Zainteresowania nas wszystkich były różne. Nie pamiętam czym interesowali się inni, pamiętam, że Rychu był fanem motoryzacji i nawet kiedy siedział na sedesie to słychać było (ubikacje były wtedy na klatkach schodowych) jak jedzie i takie: brym, brym, brym.
Koleżanek to właściwie nie pamiętam, jedna nawet mi się podobała, ale dziś nawet nie wiem jak miała na imię, widocznie nie była to nadzwyczajna uroda.
Po podstawówce rozeszliśmy się po świecie, no przynajmniej niektórzy.
Rychu do zawodówki samochodowej oczywiście, Heniol do technikum weterynaryjnego, reszta, o ile wiem do liceum, a ja?
Ja do technikum chemicznego w innym mieście.
Rodzice przekonali mnie, jako, że w domu się nie przelewało,żeby najpierw mieć zawód, a potem się zobaczy.
Kontakt z kolegami z podstawówki się urwał.
W średniej szkole mieszkałem w internacie, ale do dziś pamiętam tylko takiego Antka, chłopaka ze wsi który, co mnie bardzo dziwiło, nigdy jeszcze nie jechał pociągiem i Andrzeja, który nauczył mnie grać w brydża i czasami chodziliśmy do jego rodziny grać w tę wspaniałą grę.
Bardziej kolegowałem się tam z koleżankami, choć żadnej i tak dziś nie pamiętam i to wcale nie dlatego, że dopadła mnie totalna skleroza,nie, po prostu były to jakieś takie szczeniackie, przelotne uczucia i może wówczas ważne, ale jak widać na krótko.
Udzielałem się tam szeroko na wielu płaszczyznach, pominę szczegóły, bo to bez znaczenia obecnie, chodzi o to, że wszędzie byli inni koledzy.
Potem praca, nauka, w międzyczasie wojsko.
W wojsku miało się kolegów, byli to kumple doli i niedoli, jak to w wojsku.
Dziś w moim mieście jest ich trzech, jeden mieszka nawet w sąsiedniej klatce.
Kiedy się spotkamy przypadkiem, to oczywiście, tradycyjne cześć, cześć, co słychać itp. Widać, żaden z nas nie potrzebuje żadnych bliższych kontaktów, zresztą, każdy ma swoją rodzinę, swoje życie.
Z kolegami z pracy, to właściwie dość się człowiek widzi przez kilka godzin wspólnych zajęć, więc spotykanie stępo pracy jest bez sensu.
Z jednym kolegą, moim byłym zastępcą, spotykałem się dość często. Przychodził aby omówić różne sprawy zawodowe, zawsze jednak opierało się to o alkohol, więc nie koniecznie trzeba było taki stan długo utrzymywać.
Innym, był Edek, z którym mieliśmy bardzo dobre relacje, a z jego rodziną utrzymujemy do dziś .
Na piwo z kumplami nie chodziłem,bo po prostu nie lubię, nie, nie piwa, siedzenia w knajpach, bo to się zwykle nie kończy na jednym piwie czy dwóch. Potem różnie bywa.
Jaki jest więc stan koleżeństwa na dziś?
Ano taki:
Heniol jest weterynarzem gdzieś na północy Polski, Rychu oczywiście zawodowy kierowca i instruktor jazdy, Marych maszynista, już na emeryturze, Jurek większość dnia spędza na działce, Marian gdzieś w świecie wykłada informatykę, Andrzej gdzieś w świecie wykłada chemię.
Czy ze mną jest coś nie tak?
Łatwo nawiązuję kontakty z innymi ludźmi, chętnie z nimi rozmawiam, ale nie nawiązuję bliższych relacji uczuciowych.
Z tymi, z którymi nawiązywałem bliższe kontakty, niestety odeszli do lepszego życia jak wspomniany wcześniej Edek.
No, miałem kolegów, dziś wszyscy po świecie się rozpierzchli kolegów brak.
Nie mam jakoś ochoty zawierać nowych znajomości z innymi emerytami, bo co mnie w końcu obchodzi, gdzie kogo i w co strzyka.
Na samotność nie narzekam.
Mam wspaniałą towarzyszkę życia, zawsze mamy o czym pogadać,więc wspólne spędzanie czasu jest przyjemnością, mam komputer i mam w nim corobić, choćby pisać bloga.
Mam też przyjemność z czytania książek, których czytam dużo.
Czy więc konieczne jest mieć kolegów?
Tak czy inaczej, nie wiem, miałem kolegów, czy nie?
Sam już nie wiem.
I to by było na tyle w tej kwestii.

Komentarze

  1. Przyjaźń jest ważna… strasznie ważna. Bez drugiego człowieka, jego bliskości trudno żyć. Mnie również. Miałam wielu przyjaciół – prawdziwych (!) a mimo to, nasza przyjaźń się rozpadła. Nie dlatego, że była nietrwała. Bo była. Po prostu chyba tak już musi być. Znalazłam jednego Przyjaciela, który mnie nie opuści, choćby nie wiem co. Jest najpewniejszy, dlatego się Go trzymam. [post-scriptum]
  2. osobiście polecam grupy rekonstrukcji historycznej. Działa się na zasadzie współuzupełniania: jeden bardziej teoria, drugi bardziej praktyka, dużo wspólnego wysiłku fizycznego, wspólne biesiadowanie itp. Organizacja imprez reko nie uda się, jeśli ludziska nie lubią się choć trochę. Można wchodzić całymi rodzinami.
  3. Jak bym swoje życie opowiedział . Jedna tylko różnica – mam dzieci i to zmienia relacje typu komputer , książka i wiele innych Ale ………Dziękuję za trafne opisanie w kilku linijkach całego życia .
  4. To tak jak ja z koleżankami 8) W podstawówce było kilka, nawet trzy przyjaciółki – po podstawówce kontakt się urwał nagle i nieodwracalnie; za młode byłyśmy może na umawianie się poza szkołą, czy po prostu nie czułyśmy takiej potrzeby?. W liceum kilka koleżanek, jedna przyjaciółka z którą przyjaciółką jestem do dziś, chociaż los mnie rzucił do UK. Koleżanki z pracy poza pracą = zero, koledzy = zero – może po prostu są ludzie, którzy nie potrzebują mieć kogoś wokół siebie non stop?
    • Widocznie nie rozumujesz nawet na miarę 6-letniego dziecka, skoro nie rozumiesz tekstu. Tam jest mowa o trochę dłuższym życiu, jak zapewne Twoje, co nie zmienia faktu, że będąc dzieckiem ma się kolegów i koleżanki, w dalszym życiu jest juz różnie, co widać z załączonych komentarzy.Również Cie pozdrawiam i powtarzam, czytać trzeba ze zrozumieniem.
  5. Myślę, że kolegów miałeś do podstawówki, później nazywałeś tak tylko chłopaków których znałeś, dzisiaj masz już tylko znajomych.Ja na szczęście mam wielu kolegów i dwóch przyjaciół. Może nie widujemy się za często ale każdy z nas ma świadomość że w razie czego może liczyć na pomoc, wiadomo od kolegów w mniejszym stopniu ale przyjaciele daliby się pociąć za mnie a ja za nich.Tylko mi było trochę łatwiej niż Tobie bo po podstawówce nigdzie mnie nie wysłano poza miejsce zamieszkania, więc te znajomości rozwijały się i umacniały i trwają tak od ponad trzydziestu lat.
  6. Po mojemu kolegów ma się całe życie, przychodzą, odchodzą, gdzieś tam się o nich pamięta lub nie. W tych czasach zbyt szafuje się wielkimi słowami typu „przyjaźń”, czy „miłość”. Często sami nadajemy im niewielkie znaczenie. Przyjaciółki to teraz psiapsiólki, a miłość to spędzanie czasu z drugą płcią w łóżku. Przyznaję z przykrością, że nawet nasze pokolenie dostosowuje się do tych zasad, a to z obawy przed odrzuceniem. Ale żeby nie było, to jest tylko moje subiektywne odczucie.
  7. Jak bym czytała posta mojego męża. K. bardzo łatwo nawiązuje relacje, jest bardzo lubiany, ale też równie łatwo zarzuca kontakty. Od czasu jak się poznaliśmy (7 lat temu) przestał się zupełnie spotykać z większością znajomych z tamtego okresu, pozostało jedynie jego dwóch kolegów, których bardzo polubiłam i to ja zadbałam o podtrzymanie znajomości. Na początku przeszkadzała mi ta jego obojętność na podtrzymywanie relacji międzyludzkich, odnosiłam to trochę do siebie i zakładałam, że o mnie też łatwo zapomni ;) Teraz to po prostu zaakceptowała, każdy ma inne potrzeby i nic na siłę. Dla mnie zresztą to właśnie mąż jest najlepszym przyjacielem i myślę, że vice versa. Pozdrawiam :)
  8. Jak koleżanka małżonka kojfnie to zostanie stary piernik który będzie co najwyżej rodzinie życie uprzykrzał – bo jak się nie ma przyjaciół to na starość nie ma się nic.
  9. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie i nie tylko. Ja mam, a może miałam przyjaciółkę. Lecz niestety jej pęd do lepszych, bogatych ludzi oraz żądza pieniądza przekreśliła bardzo wiele. Stwierdziłam że chcę żyć własnym życiem, a ona wprowadza tylko zamęt.
  10. To chyba nie jest dobre, tak sobie myślę. Na moim przykładzie – ci sami znajomi aż do ogólniaka, wystarczył wyjazd na studia żeby kontakty się urwały. A w dużym mieście większość faktycznie zabiegana, albo woli siedzieć przed komputerem. Z kolei znajomi mojego chłopaka założyli rodziny i nie mają czasu dla reszty świata – jakoś tego nie rozumiem. Mi od zawsze byli potrzebni ludzie, chociaż dzisiaj to bardziej znajomi od imprez zostali, a choćby powyżalać się nie ma za bardzo komu, bo „nie wypada”. Jakieś to smutne takie.
  11. Ja mam dopiero 25 lat, a czasami podobne przemyślenia mnie nachodzą. Otóż uważam, że przyjaźnie nie są trwałe jak się o nie nie dba. Czasami się nie chce ruszyć na spotknie z przyjacielem, bo praca, studia, bo zmęczenie, lecz są to tylko wymówki. Mam jedną prawdziwą przyjaciłkę z liceum i choć nie często się widujemy, wiem, że mogę na nią liczyć. Najbardziej jednak cenię te przyjaźnie z pracy właśnie, choć widuje się współpracowników codziennie to jednak warto po pracy też się spotkać, bo właśnie Ci ludzie na bieżąco są z naszymi sprawami codzinnymi i troskami, oni najprędzej pomogą. Mam niewielu przyjaciół, ale są to sprawdzenie przyjaciele, gdyż nie od dziś wiadomo, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i oni w tej biedzie nie raz pomogli.
  12. witam. Wychodze z założenia że kolegów tak naprawde się nie ma ,tak samo jak przyjaciół. Owszem są znajomi tak jak pisałeś cześć cześć i tyle. A to że potrafisz obejść się bez bliższych kontaktów z innymi to akurat duży plus, przynajmniej wiesz jak sobie zorganizować czas:) pozdrawiam.
  13. Jesteś w takimrazie szczęśliwym człowiekiem, bo jak sam mówisz masz wspaniała towarzyszkę życia i koledzy sa tak naprawde nieistotnym dodatkiem moga być ale niekoniecznie. Tylko co zrobić jak tego towarzysza zycia barkuje, dzieci maja swoje życie i swoje problemy, a ksiązki i komputer nie załatwiaja niestety wszystkiego bo brakuje jednak bezposredniego kontaktu z drugim człowiekiem i wtym przypadku Ci koledzy sa ppotrzebni.
  14. Przyjaźnie się z trzema przyjaciólkami od 40 lat. Przyjaźni nie da się kupić, ani pieniędzmi, ani podlizywaniem, tego kogoś trzeba szanować, dbać o przyjaźń, aby nie zniszczyć.Jest ona potrzebna w każdym wieku………..
  15. Przyjażń,koleżeństwo to dwie różne sprawy.Czasem warto mieć tylko zwykłych znajomych.Wtedy nie oczekujesz od nich niczego,spedzasz czas z nimi z rozbiegu,nie musisz sie martwic ,ze niby kolega a nie ma dla Ciebie czasu ,ze przyjaciel ale tylko z nazwy bo gdy jemu jesteś potrzebna /y wtedy nazywa Ciebie przyjacielem.Jest tak wielu ludzi z którymi można spedzić miło czas …po cóż przyjaciele …koledzy.Człowiek otwarty na innych nigdy nie będzie samotny.Możliwe ,że nie mam racji ale nie wierze w przyjażń bezinteresowną,może to lata doświadczeń,przykrych doświadczeń…
  16. Jeśli masz wspaniałą towarzyszkę życia, to czego więcej chcieć. Przynajmniej żaden kumpel nie wyciąga Cię na piwko i żona ma święty spokój.Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz