niedziela, 21 stycznia 2018

Katolicy i katole.



Niedawno przeczytałem w Internecie artykuł na temat polskiego katolicyzmu.
Autor podzielił wierzących na katolików i katoli. Różnice wyjaśnił mniej więcej tak:
Katolik stara się żyć zgodnie z naukami Jezusa.
Katol żyje natomiast zgodnie z naukami mocno upolitycznionego kościoła,wierząc przede wszystkim w świętą wojnę z innowiercami i niewierzącymi i z tymi, co chcą zdejmować krzyże.
O ile katolik nadstawia drugi policzek, o tyle katol z upodobaniem dokopie bliźniemu swemu.
Katolik wybaczy, katol będzie się sądził.
Katolik wysłucha, katol zaknebluje.
Autor uważa, że prawdziwych katolików jest niewielu, katoli zaś – całe zastępy.
W co wierzy katolik?
Oczywiście w Boga. I ma nadzieję, że po śmierci pójdzie do nieba.
W co wierzy katol?
Przede wszystkim w kościół jako instytucję. Zdarza się, że i w Boga. Jednak nie ma on – jak to ma miejsce u katolika – nadziei, że pójdzie do nieba. ON TO WIE!
To tyle streszczenia artykułu.
Tekst zaintrygował mnie, bo jeśli tak dokładnie przyjrzeć się sprawie, to jest to prawda.
Wystarczy pójść do kościoła i poobserwować. Ludzie, których na co dzień spotykamy w sklepie, na ulicy, przeklinają, z zawiścią opowiadają o sąsiadach, złorzeczą innym, wykłócają się o wszystko, żyją w pozamałżeńskich związkach ,(vide nasi pobożni aktorzy, gdzie ruja i porubstwo , o alkoholizmie nie wspominając kwitnie) itp.
W trakcie nabożeństwa przy konfesjonale bywa 3-4 wiernych, a do komunii idzie ¾ obecnych w kościele.
Co to znaczy? Wszyscy święci? Bez grzechu?
Tak, ktoś powie, że małe grzeszki wymagają aktu pokuty i obietnicy poprawy i już. No tak, tylko z tej poprawy nic nie wychodzi, czyli obiecanki cacanki wobec Pana Boga, czyli totalne oszustwo. Ale akt skruchy i już możemy przystąpić do Stołu Pańskiego. To jest właśnie ta katolowa moralność.
Ja myślę, że Bogu milszy jest nie ten, co codziennie lub co niedzielę idzie do kościoła i demonstruje swoją przynależność, bo przecież nie pobożność, do kościoła, a ten, który Dekalogu przestrzega i nie obnosi się z tym.

Inną zupełnie sprawą są same nabożeństwa, które odprawiane są zwykle tak sobie, tak aby odwalić szychtę.
Zdarzyło się onegdaj, że szukając informacji o jakimś zakonie trafiłem na stronę czasopisma „Niedziela”, zauważyłem tam link do ewangelii na dzień świąteczny, a jako, że była to sobota, to zajrzałem z czystej ciekawości. No przeczytałem ewangelię i pod nią było kazanie napisane całkiem poprawnie i z sensem.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy dnia następnego będąc w kościele usłyszałem te same słowa z ust czytającego z kartki księdza.
Tak naprawdę, jeśli się zastanowić, to ja nie usłyszałem już od dawna normalnego  kazania. Zwykle jest to jakiś zlepek tematów, jakieś dukanie pozbawione podstawowych zasad retoryki.Przecież tego uczą w seminarium.
Wg. mnie kazanie powinno zawierać jakąś tezę, jakieś rozwinięcie, jakaś dramaturgię i wnioski. Takiej wypowiedzi kaznodziei obecni w kościele wierni wysłuchali by z zainteresowaniem i wielu zastanowiłoby się nad usłyszanymi słowami.
Nawiązując do wspomnianych we wstępie krzyży, to chcę powiedzieć, że moim zdaniem krzyż w klasie, urzędzie itp., to nic innego jak jego profanacja.
Jako wierzący jestem oburzony, że Kościół pozwala na coś takiego. Przecież w klasie dzieci pod tym krzyżem przeklinają, kłamią,oszukują, bija się i jak to się ma do obecności krzyża?
Urzędnicy z kolei często dopuszczają się grzechu zaniechania, lenistwa itp. I to wszystko pod krzyżem, i to jest wg duchowieństwa w porządku?
Przedstawiciele episkopatu krzyczą, że decyzja włoskiego sądu dot. krzyży w szkole jest próbą ograniczania wolności, a co z wolnością innowierców, niewierzących?

Zdaje sobie sprawę, że wsadzam kij w mrowisko, że zaraz posypią się joby na moja głowę. Ale chcę wyraźnie podkreślić, jestem wierzący i jak chcę się modlić, to mogę to robić bez blichtru, zakłamania…
Bulwersują mnie administratorzy, czy urzędnicy Pana Boga,którzy widać zapomnieli o swojej roli, a przede wszystkim o danych przez Boga przykazaniach. O skromności, miłosierdziu i pokorze nie wspomnę.
Na tym tle ci wszyscy politycy, którzy wożą się na hasłach religii, są jawnym zaprzeczeniem wszelkich religijnych cnót.
Gdzie u nich pokora, gdzie miłosierdzie, gdzie skromność,gdzie nadstawianie drugiego policzka?
No cóż przykład idzie z góry.
Takie to przemyślenie nasunęły mi się po przeczytaniu wspomnianego wyżej artykułu, w wyniku obserwacji otaczającego świata.
Myślę, że można by jeszcze dużo na ten temat napisać, na dziś wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz